Nikt w Polsce nie zaryzykuje postawienia przed sądem ludzi z byłych specsłużb za tajne operacje przeciwko Janowi Pawłowi II. Dopóki żyją świadkowie tajnego romansu santo subito…
Wydarzenia z października 1984 r. unicestwiły wszelkie plany SB dotyczące Ireny i Karola, bowiem najważniejsi konstruktorzy oraz wykonawcy misternych kombinacji zostali aresztowani bądź zdymisjonowani. Co stało się wówczas z przechowywanymi w sejfie dyrektora Departamentu IV gen. Płatka taśmami i stenogramami z podsłuchu w mieszkaniu Kinaszewskiej, „duplikatem” jej pamiętników oraz filmem, w którym zagrała główną rolę?
– Generał doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że lada dzień znajdzie się za burtą. To był bardzo skrupulatny facet. Do późnych godzin nocnych przesiadywał w swoim gabinecie i selekcjonował akta, przygotowując je dla następcy. 29 października 1984 r. poprosił o przyniesienie do gabinetu posiłku ze specjalnej „generalskiej” stołówki. Zjadł kilka kęsów i przerwał, bowiem miał na linii pilny telefon. Rozmawiał mniej więcej kwadrans, więc obiad już wystygł. Chwilę później doznał ataku bólu i torsji… Nastąpiła krótkotrwała utrata przytomności, interweniowało pogotowie ratunkowe. Ktoś chciał go odesłać do domu w worku. Bardzo łatwo można byłoby to przykryć próbą samobójczą, bo miał wiele powodów do desperacji – wspomina mjr K.pełniący wówczas obowiązki oficera dyżurnego Departamentu IV.
– Generał doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że lada dzień znajdzie się za burtą. To był bardzo skrupulatny facet. Do późnych godzin nocnych przesiadywał w swoim gabinecie i selekcjonował akta, przygotowując je dla następcy. 29 października 1984 r. poprosił o przyniesienie do gabinetu posiłku ze specjalnej „generalskiej” stołówki. Zjadł kilka kęsów i przerwał, bowiem miał na linii pilny telefon. Rozmawiał mniej więcej kwadrans, więc obiad już wystygł. Chwilę później doznał ataku bólu i torsji… Nastąpiła krótkotrwała utrata przytomności, interweniowało pogotowie ratunkowe. Ktoś chciał go odesłać do domu w worku. Bardzo łatwo można byłoby to przykryć próbą samobójczą, bo miał wiele powodów do desperacji – wspomina mjr K.pełniący wówczas obowiązki oficera dyżurnego Departamentu IV.
Cztery dni po „gastronomicznym” incydencie zawieszony już w czynnościach gen. Płatek protokolarnie przekazał zawartość sejfu płk. Czesławowi Wiejakowi – zastępcy szefa Służby Bezpieczeństwa gen. Władysława Ciastonia, który osobiście akceptował wszystkie plany operacji SB dotyczące Jana Pawła II.
– Płatek nie musiał wtajemniczać Wiejaka w znaczenie papieskich „relikwii”, bo ten przez 5 lat był u nas wicedyrektorem, a wcześniej (zanim jeszcze Wojtyła został papieżem) – naczelnikiem Wydziału I nadzorującego rozpracowania biskupów. Historię romansu Ireny i Karola znał więc na wylot – zauważa płk. J.zajmujący w 1984 r. jedno z najbardziej kluczowych stanowisk w Departamencie IV. Nasz rozmówca zaliczał się niegdyś do ścisłego grona wtajemniczonych, jednak wyraźnie unika jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy „relikwie” jeszcze istnieją.
– Płatek nie musiał wtajemniczać Wiejaka w znaczenie papieskich „relikwii”, bo ten przez 5 lat był u nas wicedyrektorem, a wcześniej (zanim jeszcze Wojtyła został papieżem) – naczelnikiem Wydziału I nadzorującego rozpracowania biskupów. Historię romansu Ireny i Karola znał więc na wylot – zauważa płk. J.zajmujący w 1984 r. jedno z najbardziej kluczowych stanowisk w Departamencie IV. Nasz rozmówca zaliczał się niegdyś do ścisłego grona wtajemniczonych, jednak wyraźnie unika jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy „relikwie” jeszcze istnieją.
– Po likwidacji Departamentu IV większość dokumentacji operacyjnej zniszczono, ale pewną część przejął Urząd Ochrony Państwa, więc niewątpliwie zachowały się w archiwach i należy ich szukać w IPN-ie. Jedną z kopii filmu nakręconego w Krakowie przez ekipę kpt. P. i przetworzonego później na „wywiad z Kinaszewską” posiadał płk. B., najbardziej zaufany współpracownik i niemalże przyjaciel Płatka. Taśmy i stenogramy z „techniki” były też w rękach gen. S. Jeśli zaś chodzi o wszelkie oryginały, to ostatnim człowiekiem, u którego je widziałem, będąc jeszcze w „firmie”, był właśnie Wiejak. Co z nimi zrobił, nie wiem i nie chcę wiedzieć. Proszę to wyraźnie podkreślić, bo doprawdy nie szukam kłopotów – zastrzega płk J.
Jeśli chodzi o prywatne archiwum Kinaszewskiej (listy od Wojtyły i wspólne zdjęcia) przechowywane za jej życia przez ks. Andrzeja Bardeckiego, sprawa jest prostsza. Wiadomo, gdzie je ukryto, i nie ma cienia wątpliwości, że nigdy nie zostaną ujawnione. Po śmierci Ireny wszystkie posiadane przez nią kiedyś pamiątki i dokumenty ludzie kard. Franciszka Macharskiego przewieźli w zapieczętowanej skrzyni do nuncjatury apostolskiej w Warszawie, skąd wysłano ją pocztą dyplomatyczną do Watykanu.
„Stasiu [Dziwisz] o wszystko zadbał” – mógł już wyznać z ulgą ks. Bardecki, gdy wspólnie ze swoim starym znajomym – płk. M.z krakowskiej SB – wspominali lata wyrafinowanej gry, w której stawką były losy papiestwa. Czy „Stasiu” zadbał również o to, żeby zatrzeć ślady po zmarłej 30 sierpnia 1990 r. Kinaszewskiej, ukrywając jej ciało w grobowcu zgromadzenia sióstr augustianek na cmentarzu Rakowickim w Krakowie?
O zaangażowaniu w ten tajny pochówek kogoś niezwykle wpływowego świadczy fakt, że wbrew bezwzględnie obowiązującym procedurom, oprócz nazwiska, imienia oraz daty śmierci w archiwum Zarządu Cmentarzy Komunalnych nie ma żadnych innych danych dotyczących tajemniczej kobiety.
– To doprawdy zdumiewające. W aktach powinna być przechowywana karta zgonu zawierająca m.in. pełne personalia zmarłego, jego ostatni adres zamieszkania, informację o przyczynie śmierci i adnotację urzędu stanu cywilnego o zarejestrowaniu zgonu. Pracuję tu wiele lat, ale jeszcze nie zetknęłam się z przypadkiem, żeby kogoś pochowano bez tego dokumentu – podkreśla urzędniczka ZCK.
– To doprawdy zdumiewające. W aktach powinna być przechowywana karta zgonu zawierająca m.in. pełne personalia zmarłego, jego ostatni adres zamieszkania, informację o przyczynie śmierci i adnotację urzędu stanu cywilnego o zarejestrowaniu zgonu. Pracuję tu wiele lat, ale jeszcze nie zetknęłam się z przypadkiem, żeby kogoś pochowano bez tego dokumentu – podkreśla urzędniczka ZCK.
IPN szarpie dzisiaj bezpieczniackie płotki, które dopuściły się przed kilkudziesięcioma laty „zbrodni komunistycznych” w rodzaju „pozostawiania na trasie przemarszu pielgrzymek butelek po alkoholu, podpasek zabrudzonych krwią zwierzęcą, prezerwatyw, odpadków żywności, niedopałków papierosów oraz rozrzucania nasion dzikiej róży wywołujących przykre swędzenie, co miało wywołać przekonanie wśród osób postronnych o niereligijnym charakterze pielgrzymki i spowodować niechęć do pątników” (cyt. z postanowienia o przedstawieniu zarzutów ppor. Jerzemu D. w śledztwie S 17/06/Zk). Przedziwnym trafem prokuratorzy instytutu nie mogą (raczej nie chcą) jednak upolować doskonale znanych organizatorów i wykonawców:
# „prowokacji, której celem było wywołanie skandalu obyczajowego dotyczącego papieża”, nazwanej po imieniu już w lipcu 2002 r. na łamach „Biuletynu Instytutu Pamięci Narodowej” przez dra Marka Lasotę (dzisiaj szef krakowskiego Oddziału IPN);
# „prowokacji mającej na celu podrzucenie, a następnie odnalezienie w toku przeprowadzonej rewizji w mieszkaniu ks. Andrzeja Bardeckiego spreparowanych materiałów zniesławiających Ojca Świętego”, kłamliwie opisywanej na łamach rzeczonego „Biuletynu…” w styczniu 2003 r.
# „prowokacji mającej na celu podrzucenie, a następnie odnalezienie w toku przeprowadzonej rewizji w mieszkaniu ks. Andrzeja Bardeckiego spreparowanych materiałów zniesławiających Ojca Świętego”, kłamliwie opisywanej na łamach rzeczonego „Biuletynu…” w styczniu 2003 r.
Gdzie tkwi problem?
– W 2007 r. otrzymałem wezwanie z katowickiej Delegatury Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Zastępca naczelnika Wydziału Postępowań Karnych kpt. Bogusław M. i jego podkomendna kpt. Beata Ł. wyjaśnili, że na zlecenie IPN muszą mnie przesłuchać w śledztwie o sygn. S 12/06/Zk dotyczącym… zamachu Alego Agcyna JPII w maju 1981 r. „Nie ma problemu – mówię. – Ale zanim przejdziemy do sedna, powinni państwo zorientować się i dokładnie zaprotokołować, o co chodziło w sprawie operacyjnego rozpracowania »Triangolo«, w której Wojtyła był głównym figurantem, oraz na jakiej podstawie obyczajowej knuto wszelkie spiski przeciwko papieżowi. Ile mamy na to czasu?”. No i nagle okazało się, że stracili zainteresowanie – wspomina były oficer SB.
– W 2007 r. otrzymałem wezwanie z katowickiej Delegatury Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Zastępca naczelnika Wydziału Postępowań Karnych kpt. Bogusław M. i jego podkomendna kpt. Beata Ł. wyjaśnili, że na zlecenie IPN muszą mnie przesłuchać w śledztwie o sygn. S 12/06/Zk dotyczącym… zamachu Alego Agcyna JPII w maju 1981 r. „Nie ma problemu – mówię. – Ale zanim przejdziemy do sedna, powinni państwo zorientować się i dokładnie zaprotokołować, o co chodziło w sprawie operacyjnego rozpracowania »Triangolo«, w której Wojtyła był głównym figurantem, oraz na jakiej podstawie obyczajowej knuto wszelkie spiski przeciwko papieżowi. Ile mamy na to czasu?”. No i nagle okazało się, że stracili zainteresowanie – wspomina były oficer SB.
– Gdy IPN zaczął mi się lekko dobierać do tyłka, za pośrednictwem zaprzyjaźnionego włoskiego prawnika puściłem do Watykanu bączka, że mam różne ciekawe dowody i pragnę być świadkiem w procesie beatyfikacyjnym Wojtyły. Po kilku miesiącach zaprosili mnie na rozmowę, ale do Paryża. Opłacili bilet w obie strony, przyzwoity hotel. Spotkałem się tam z księdzem (…). Uzgodniliśmy, że ja już nie chcę być świadkiem, a w zamian żaden dupek z IPN-u nie będzie wycierał sobie buzi moim nazwiskiem. Na razie dotrzymują umowy – wyjaśniła „FiM” pewna krakowska osobistość, będąca niegdyś ogniwem spinającym bezpiekę z Ireną i Karolem.
– Klucz do wszystkich akt trzyma teraz Lasota, człowiek Kościoła. Pan Marek kilkakrotnie już zapewniał, że w archiwach nie znaleziono dotychczas nawet jednego świstka wytworzonego przez bezpiekęi mogącego stanowić podstawę do ewentualnego wszczęcia śledztwa w sprawie krakowskich prowokacji… – mówi „FiM” prokurator K., były śledczy instytutu.
– Klucz do wszystkich akt trzyma teraz Lasota, człowiek Kościoła. Pan Marek kilkakrotnie już zapewniał, że w archiwach nie znaleziono dotychczas nawet jednego świstka wytworzonego przez bezpiekęi mogącego stanowić podstawę do ewentualnego wszczęcia śledztwa w sprawie krakowskich prowokacji… – mówi „FiM” prokurator K., były śledczy instytutu.
– To dziwne, bo 13 kwietnia 2005 r. w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” Lasota powiedział: „W mieszkaniu przyjaciela Ojca Świętego, ks. Andrzeja Bardeckiego, dwie funkcjonariuszki SB, podając się za wolontariuszki organizacji charytatywnej, podrzuciły pod nieobecność księdza paczkę ze sfałszowanym pamiętnikiem, który miał rzucić cień na Karola Wojtyłę. Była tam mowa o zbytniej zażyłości biskupa z osobą z jego świeckiego otoczenia”. Skoro nie ma żadnego świstka, to z czego Lasota wyssał tę bajkę? – pytamy prokuratora.
– Czy ja powiedziałem, że faktycznie nie ma żadnych dokumentów?! Romans Wojtyły z Kinaszewską wydaje się bezsporny, ale problem polega na tym, że wciąż jeszcze żyje zbyt wielu świadków mogących to oficjalnie potwierdzić pod rygorem odpowiedzialności karnej za złożenie fałszywych zeznań. W tej fatalnej sytuacji nikt nie zaryzykuje postawienia ludzi zajmujących się „Triangolo” przed sądem. Kto zagwarantuje, że któryś z nich, przyparty do muru, nie znajdzie w swoich prywatnych archiwach jakichś kwitów mogących wywołać międzynarodowy skandal? W polskich realiach IPN jest na to po prostu za krótki – twierdzi prokurator K.
– Czy ja powiedziałem, że faktycznie nie ma żadnych dokumentów?! Romans Wojtyły z Kinaszewską wydaje się bezsporny, ale problem polega na tym, że wciąż jeszcze żyje zbyt wielu świadków mogących to oficjalnie potwierdzić pod rygorem odpowiedzialności karnej za złożenie fałszywych zeznań. W tej fatalnej sytuacji nikt nie zaryzykuje postawienia ludzi zajmujących się „Triangolo” przed sądem. Kto zagwarantuje, że któryś z nich, przyparty do muru, nie znajdzie w swoich prywatnych archiwach jakichś kwitów mogących wywołać międzynarodowy skandal? W polskich realiach IPN jest na to po prostu za krótki – twierdzi prokurator K.
Kochankowie zabrali swoją tajemnicę do grobu. Zatrzymał ją również zmarły w 2001 r. ks. Bardecki. Na otwarcie archiwów kościelnych nie ma co liczyć. „Saperzy” z IPN omijają bombkę szerokim łukiem. Ludzie z bezpieki nie chcą się wychylać. Dziennikarze „FiM” pracują nad ciągiem dalszym. Być może wkrótce nastąpi…
___________________________________________________________________
Źródło:
FaktyiMity.pl Nr 44(504)/2009
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.