środa, 30 kwietnia 2014

Święci i grzesznicy - Czy Watykan nie widzi różnicy?


Czy Kościół katolicki kiedykolwiek przyjmie te same standardy przyzwoitości, jakimi kieruje się większość szanowanych instytucji na świecie? Przez stulecia jego głównym celem było uprzyjemnianie życia barwnej grupie łajdaków i mizantropów. Ostatnio Kościół dodał kolejny rozdział do tej smutnej historii, występując w obronie byłego dyktatora chilijskiego Augusto Pinocheta, któremu groziła deportacja do Hiszpanii. Pinochet miał stanąć przed hiszpańskim sądem w związku z zaginięciem wielu osób narodowości hiszpańskiej w Chile, w latach 1973-90, w okresie rządów terroru. Chile ogłosiło amnestię dla sprawców represji politycznych z tego okresu, ale Hiszpania, jak wiele innych państw, nie widzi żadnego powodu, by ułaskawiać zbrodniarza odpowiedzialnego za śmierć tysięcy ludzi.

Głosy oburzenia w reakcji na interwencję Watykanu w sprawie Pinocheta były szczególnie silne w Ameryce Południowej. Działająca w Argentynie grupa “Matek z Placu de May o", która przyjęła tę nazwę od miejsca, w którym kobiety regularnie się zbierały, by zaprotestować przeciwko zaginięciom członków ich rodzin, wysłała do Jana Pawła II list w ostrych słowach protestujący przeciwko zaangażowaniu się Kościoła po stronie chilijskiego dyktatora. Kobiety wyraziły swój gniew i potępienie, zwracając się do papieża per “pan" zamiast zwykłych, grzecznościowych formułek.

Wyjaśniając nieformalny język apelu, autorki listu stwierdziły m.in.: “Zwracamy się do pana jak do zwykłego człowieka, gdyż uważamy za aberrację, że siedząc na swoim tronie w Watykanie, nie doświadczywszy tortur, okaleczeń ani gwałtów, ma pan czelność domagać się łaski dla tego mordercy, występując w imieniu Chrystusa". Prezydent Argentyny Carlos Menem, w budzącym mdłości akcie politycznego wiernopoddaństwa, przesłał później papieżowi list z przeprosinami. W rzeczywistości watykańska obrona Pinocheta daleka jest od aberracji i łatwo można było ją przewidzieć w oparciu o dobrze udokumentowane doniesienia na temat pomocy, jakiej udzielał Kościół nazistowskim zbrodniarzom wojennym po zakończeniu drugiej wojny światowej. Pinochet należy do tej kategorii łotrów, zbrodniczych prawicowych dyktatorów katolickich ze starej szkoły, na których łaskawym okiem patrzą atawistyczni, antydemokratyczni kryptofaszyści, którzy sprawują władzę w Stolicy Apostolskiej. Takie podejście dominuje w polityce Watykanu od dawna, co najmniej od wybuchu wojny domowej w Hiszpanii.

Ideologia “zabij komucha w imię Chrystusa" miewa się doskonale w Watykanie, gdzie życie każdej idei, bez względu na to, jak głupia lub odrażająca by nie była, mierzy się w stuleciach.

Mimo wszystko zaskakuje, że papież nie ma w tej sprawie żadnych wątpliwości ani żadnego poczucia winy. Mogłoby się zdawać, że wiedza o krwawych represjach w Chile i w Argentynie, jak również powszechne oburzenie na postawę Kościoła wobec tych wydarzeń, wciąż nie przekroczyła watykańskich bram. Tymczasem według doniesień Kościół prowadził kartotekę porwań i zabójstw politycznych i dzięki swym kontaktom w sferach rządowych udzielał informacji członkom rodzin ofiar, którzy chcieli wiedzieć, czy ich bliscy żyją, czy też zostali zamordowani.

Swoją odmowę potępienia reżimu Kościół usprawiedliwiał, twierdząc, że jego pozorna neutralność umożliwiła ocalenie życia kilku osób. W rzeczywistości jednak, jedyne osoby, które udało się ocalić dzięki wysiłkom Kościoła katolickiego, wywodziły się z elit towarzyskich Chile i Argentyny.

Ciche przyzwolenie Watykanu i argentyńskich biskupów kontrastuje dramatycznie z uczuciami zwykłych katolików i dysydenckich duchownych. Jeden z zakonów, w skład którego wchodzili przede wszystkim duchowni irlandzcy i argentyńscy, stanowił jedną z głównych sił opozycyjnych sprzeciwiających się przestępczej polityce argentyńskiego rządu. Istnienie tych obrońców ofiar represji w Kościele katolickim i brak poparcia Watykanu dla ich działalności, stanowi kolejne świadectwo moralnego bankructwa przywództwa Kościoła. Niektórzy z tych dysydentów zapłacili życiem za swoje bohaterstwo, a mimo to nie doczekali się uznania ze strony przedstawicieli hierarchii. W tym samym czasie chorwacki faszysta, kardynał Stepinac i fałszywa działaczka charytatywna, Matka Teresa z Kalkuty, znaleźli się na “szybkiej ścieżce" do kanonizacji.

Być może cechujący Kościół katolicki instynkt przetrwania można częściowo zrozumieć. Tym jednak, czego z pewnością nie można zrozumieć, a tym bardziej usprawiedliwić, są jego gorszące związki z najbardziej zajadłymi, represyjnymi i reakcyjnymi reżimami na całym świecie. I chociaż w ostatnim okresie Watykan przejawił pierwsze oznaki zrozumienia, że jego rola w Holokauście być może nie była taka, jaka być powinna, tak naprawdę niewiele się zmieniło. Nawet obecnie, gdy Kościół ma nadzwyczajną okazję, by ograniczyć liczbę aktów wrogości popełnianych na Półwyspie Bałkańskim, wciąż bardziej zajmują go kwestie takie, jak aborcja i homoseksualizm. Ostatnie inicjatywy dyplomatyczne papieża jednoznacznie wskazują, że pewne ustępstwa ze strony lewicowych rządów są dla niego znacznie ważniejsze niż powstrzymanie przelewu krwi muzułmanów i prawosławnych chrześcijan w krajach dawnej Jugosławii. Gdyby Hitler przeżył do naszych czasów, byłby z pewnością szanowanym przez Kościół katolikiem.
_________________________________________________________

Źródło:
Newsletter of Humanist of Washington, Wiosna 1999

Papież i mafia


Od roku 1978, gdy papież Jan Paweł II zasiadł na Piotrowym tronie, mafia sycylijska nasiliła swoją działalność w Polsce, często we współpracy z organizacjami przestępczymi z Rosji i z Czeczeni, wspólnie z którymi z powodzeniem rozwijała swoje globalne interesy. Do roku 2002 Polska, kraj, w którym przed rokiem 1989 narkomania i handel narkotykami niemal nie istniały, stała się jednym z głównych ośrodków obrotu tym przynoszącym krociowe zyski towarem. Ponad 15 ton heroiny napływa każdego roku do Polski z niewielkiego tureckiego portu, Sofii, gdzie sycylijscy pośrednicy kupują ją od handlarzy tureckich, tzw. babas. Nie chodzi tu o niskiej jakości towar, nadający się tylko do palenia, który przeważa w dostawach z krajów Dalekiego Wschodu. Do Polski sprowadza się heroinę najwyższej jakości, świetnie nadającą się do wstrzykiwania, pochodzącą z krajów tzw. “złotego trójkąta": Iranu, Pakistanu i Afganistanu*.

*Paul L. Williams, Al-Kaida - bractwo terroru, Studio Emka, czerwiec 2002 r., ss. 164-166.

W Sofii heroina ładowana jest na statki i - przez Morze Czarne - przewożona na Ukrainę, skąd trafia do Polski. Trudno o lepszy szlak przerzutowy. Nie tylko ze względu na idealne położenie Polski między Europą Wschodnią i Zachodnią, ale również dlatego, że granica Polski z Ukrainą jest bardzo słabo chroniona.

W Polsce rozkwitają również inne dziedziny biznesu narkotykowego. Z tego kraju pochodzi około 40 proc. amfetaminy, która trafia na rynki Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych. Tu ulokowano główne europejskie siedziby magnatów narkotykowych z Ameryki Łacińskiej (dzięki powiązaniom z Licio Gellim i lożą P-2). W Polsce południowoamerykańska kokaina jest poddawana wstępnej obróbce i oczyszczana*.
Kwitnący biznes nie pozostaje bez wpływu na życie Polaków. W 1978 roku liczba zażywających kokainę lub heroinę nie sięgała nawet 5 tysięcy. 24 lata później ich liczbę szacowano już na około 200 tysięcy, z czego co najmniej połowa była od narkotyków uzależniona**.

*Robert Young Pelton, The WorlcTs Most Dangerous Places (New York: Harper Reso-
urce, 2000), s. 147.
**“International Crime Assessment" - raport przygotowany w ramach prezydenckiej
strategii na rzecz kontroli przestępczości międzynarodowej przez FBI, CIA, the
Drug Enforcement Administration, the USA Customs Service i USA Secret Service
w maju 1998 roku.

W ostatnich dekadach Polska stała się również ważnym centrum handlu bronią i amunicją sprzedawaną wielu stosującym terror rządom i organizacjom. Organizacja Wyzwolenia Palestyny na przykład niemal całe swoje uzbrojenie kupuje w Polsce. Na targowiskach w Warszawie i Krakowie wybór broni jest bardzo szeroki. Bez trudu można nabyć miny lądowe, granaty, noktowizory, działa, rakiety ziemia-powietrze, helikoptery Kobra i niemieckie czołgi “Leopard".

Inna dziedziną nielegalnej działalności zarobkowej, która świetnie się w Polsce rozwija dzięki obecności mafii sycylijskiej, jest handel żywym towarem. Kobiety i dzieci są porywane i przewożone do Mediolanu albo innych włoskich miast, gdzie są sprzedawane bogatym biznesmenom z krajów arabskich.

Jednak największe zyski, jakie mafii przynosi jej działalność w Polsce, pochodzą z nielegalnego składowania toksycznych odpadów przemysłowych. W Polsce można bez trudu pozbyć się odpadów, które nie mogą być składowane w żadnym innym kraju: odpady medyczne i sanitarne, toksyczne substancje z fabryk chemicznych i promieniotwórcze odpady z elektrowni atomowych. Odpady i ich składowanie stały się w ostatnich latach głównym obszarem zainteresowania mafii sycylijskiej w Europie i w Stanach Zjednoczonych. Mafijne organizacje - nowojorskie rodziny Genovese, Gambino i Lucchese oraz działające na Sycylii rodziny Inzerillo, Busceta i Greco prowadzą coraz bardziej wyrafinowaną działalność. Ograniczyły handel bronią na rzecz handlu odpadami. W roku 2002 amerykańskie Federalne Biuro Śledcze szacowało, że Camorra, organizacja przestępcza z Neapolu, starsza nawet niż sycylijska mafia, zarobiła od 3,5 do 8,5 miliarda dolarów na nielegalnym składowaniu odpadów toksycznych w Polsce*.

*Tamże.

Trudno się dziwić, że ludzie interesu i członkowie mafii z właściwymi powiązaniami, nie ustają w poszukiwaniu miejsc na dalsze nielegalne wysypiska.

Jesienią 1996, dwaj dziennikarze, Mitch Grochowski i autor tego artykułu, spotkali się z Renato Marianim, właścicielem “Empire Landfill", jednej z największych firm zajmujących się składowaniem odpadów w USA. Wkrótce potem Marianiego skazano za udział w nielegalnym finansowaniu kampanii prezydenckiej jednego z kandydatów w roku 1996.

Podczas spotkania Mariani opowiadał nam o działalności swojej firmy i o planach utworzenia ogromnego wysypiska pod Krakowem. Chwalił się, że ma w Polsce “znakomite dojścia" dzięki pewnemu bogatemu biznesmenowi, który - według dobrze poinformowanych źródeł - powiązany jest z organizacjami przestępczymi w Nowym Jorku i New Jersey. Ów człowiek interesu, który prowadzi działalność ze swojej siedziby w Polsce, pełnił funkcję “nieoficjalnego" ambasadora w Watykanie, gdzie miał natychmiastowy i nieograniczony dostęp do samego papieża.

Mariani wyjaśniał, że prowadząc interesy w Polsce, nie stara się nawiązać kontaktów z politykami: ani z komunistami, ani z demokratami. Jego polscy współpracownicy zapewniali go, że podjęcie w ich ojczyźnie działalności na szeroką skalę możliwe jest tylko pod warunkiem zyskania przychylności papieża.
- W Polsce nie można niczego osiągnąć bez papieskiego poparcia - powiedział nam Mariani.

Powiązania mafii sycylijskiej z “przedsiębiorstwem Watykan" pozostają nienaruszone. Pontyfikat Jana Pawła II nie przyniósł ani postępowych reform w stylu Jana XXIII lub Pawła VI, ani powrotu do tradycyjnych form kultu i nauczania. Przyczynił się za to do umocnienia pozycji Watykanu jako instytucji finansowej i politycznej. Podstawowym celem tej firmy nie jest zgłębianie i szerzenie wiedzy duchowej w wieku niepewności, lecz ochrona własnych interesów. W ich obronie Kościół sięga po intrygi, fałszerstwa i kradzieże, a jeśli sytuacja tego wymaga, nie brzydzi się także rozlewu krwi.

Nie ma wątpliwości. Jan Paweł II nie jest aktywnym członkiem rodziny Cosa Nostra ani neofaszystowskiej loży P2. Jednak nie sprzeciwił się, gdy masoni z otoczenia mistrza Gelli'ego zachowali swoje stanowiska w Watykanie i nie zdecydował się zerwać związków Kościoła z mafią. Przeciwnie, umocnił je i odmówił wprowadzenia jakichkolwiek zmian w zasadach działania Banku Watykańskiego. Ponadto, z jakiegoś tajemniczego powodu papież chronił arcybiskupa Marcinkusa przed wymiarem sprawiedliwości, a nawet próbował wynieść tego skompromitowanego watykańskiego bankiera do godności kardynała.

To prawda, Jan Paweł II wypowiedział się krytycznie na temat zorganizowanej przestępczości podczas swej podróży na Sycylię w 1993 roku. W wygłoszonej podczas tej pielgrzymki homilii papież zwrócił się do członków mafii w te słowa: “Nie zabijajcie. Żaden człowiek, żadna ludzka organizacja, nawet mafia, nie ma prawa do decydowania o ludzkim życiu. To najświętsze z praw należy wyłącznie do Boga"*.

*“Catholic News Service", 28 października 1993 roku.

Jest również prawdą, że papież potępił zabójstwo o. Giuseppe Puglisiego, czynnego wroga zorganizowanej przestępczości na Sycylii. Jego słowa nie brzmią jednak wiarygodnie, gdy w dalszym ciągu prowadzone są nielegalne transakcje między Watykanem i rodzinami mafijnymi. 3 października 1999 roku, trzy lata po ogłoszeniu przez Jana Pawła II zamiaru beatyfikacji ojca Puglisiego, w Palermo aresztowano dwudziestu jeden członków mafii sycylijskiej za udział w internetowym oszustwie bankowym przeprowadzonym we współpracy z Bankiem Watykańskim. Antonio Orlando, mózg tej operacji, wyłudził z banków w całej Europie 264 miliardy lirów (około 115 milionów dolarów). Pieniądze przesłano na konto niejakiej Emilii Romagni z północnych Włoch, skąd przelano je dalej, na różne konta w Banku Watykańskim*. Na krótko przez aresztowaniem Orlando i jego ludzie przystąpili do realizacji planu wyłudzenia 2 bilionów lirów (około l miliarda dolarów USA) z Banku Sycylii. Według Giuseppe Limii, szefa włoskiej komisji do walki z mafią, aresztowanie sprawców pokazało, jak niebezpiecznym narzędziem stał się internet w rękach mafii**. Mimo schwytania i późniejszego skazania sprawców usiłowania oszustwa włoscy śledczy nie mogli zbadać tych wątków sprawy, które wiązały się z działalnością Banku Watykańskiego. Nie zezwalał na to suwerenny status Państwa Watykańskiego.
Dalsze dowody prowadzenia przez Watykan za pontyfikatu Jana Pawła II nielegalnych machinacji finansowych przedstawił szanowany dziennik londyński, “The Daily Telegraph", gdzie 19 listopada 2001 roku ukazał się artykuł, którego autor zaliczył Bank Watykański (wraz z bankami w takich krajach jak Mauritius, Makao czy Nauru) do największych na świecie pralni brudnych pieniędzy***.

*“Kinhua News Agency", 3 października 1999 roku.
**Tamże.
***Michael Becket, Gangester's Paradise, “The Daily Telegraph", 19 listopada 2001 r., s. 31.

Jan Paweł II w ciągu 25 lat swego pontyfikatu pozostał zadziwiająco odporny na wszelką krytykę. Skandal następuje po skandalu, a wielu reporterów i komentatorów politycznych wciąż uchyla się od słowa krytyki papieża, nawet gdy zezwala cinkciarzom na handel na terenie świątyni. Tezę tę doskonale ilustruje biografia polskiego papieża pióra Carla Bernsteina i Marco Politiego. Już sam tytuł zdradza służalczy stosunek autorów wobec ich bohatera. Na stronach tej grubej księgi autorzy, powszechnie szanowani dziennikarze, nawet nie próbują zadawać niewygodnych pytań na temat tak zwanych “zagubionych lat" z papieskiej biografii, nawet słowem nie wspominają o Sindonie, Caham lub Gellim, nie domagają się wyjaśnień na temat afery banku Ambrosiano, powiązań z sycylijskimi rodzinami, arcybiskupa Marcinkusa i Banku Watykańskiego.

Informacje na temat nielegalnych transakcji Watykanu, które zamieszczamy w niniejszej książce, nie są w niczym przesadzone. Nie zostały także ubarwione z myślą o masowym, łaknącym sensacji czytelniku. To wszystko są dobrze udokumentowane przypadki. Sfilmowano je i zarejestrowano jako dowody w laboratoriach kryminalistycznych, aktach policyjnych i muzeach Zagłady. Gromadzili je i opracowywali tacy wybitni historycy i dziennikarze jak Richard Hammer, David Yallop, Claire Sterling, Nick Tosches i John Cornwell. Były przedstawione w reportażach i programach informacyjnych w wielu krajach na wszystkich kontynentach. Takich informacji nie wolno pomijać jako rzeczy bez znaczenia. Wywarły one wielki wpływ na wszystkie dziedziny życia: społecznego, moralnego, duchowego, politycznego i gospodarczego - na progu XXI stulecia.

W roku 1977, przed śmiercią, papież Paweł VI powiedział: “W kościele rozniosła się woń piekła. Szatan krąży wokół ołtarza”*.

Kiedy “zły" wkroczył na teren rzymsko-katolickiej świątyni? Kiedy niebiosa nie potrafiły uchronić przed nim swego ziemskiego przedstawicielstwa? Zdaniem niektórych stało się to w lutym 1929 roku, w dniu podpisania Traktatów Laterańskich**. Inni twierdzą, że nastąpiło to znacznie dawniej, w słoneczny październikowy poranek roku 312, gdy Milicjades, wątły i zgrzybiały biskup Rzymu, padł na kolana przed rzymskim cesarzem Konstantynem, od którego otrzymał tytuł Pontifex Maximus i obietnicę niezmierzonych bogactw.
__________________________________________________________

Źródła:
*Paweł VI, cytat za Malachi Martin, “Fali of the Roman Church", New York, G.P Put-
nam 1981 r., s. 281.
**Dwa odrębne akty prawne: 1) porozumienie zawarte 11.II.1929 między Stolicą Apostolską a rządem wł., stanowiące rozwiązanie tzw. kwestii rzymskiej (powstałej w wyniku zaboru Państwa Kościelnego oraz odrzucenia przez Piusa IX tzw. ustawy gwarancyjnej Wiktora Emanuela II i uznania się papieża za więźnia Watykanu) (Encyklopedia PWN).



Jan Paweł II agentem CIA


Nowe sensacyjne wiadomości z pierwszej ręki potwierdzają wcześniejsze doniesienia o związkach papieża z CIA i innymi instytucjami prowadzącymi politykę zagraniczną USA. Zarzuty te po raz pierwszy postawiono papieżowi w książce z roku 1996, gdzie stwierdzono, że “Jego Świątobliwość był uwikłany w antykomunistyczny spisek". Doniesienia te zostały potwierdzone w filmie dokumentalnym BBC przez takie niezaprzeczalnie wiarygodne osoby jak m.in. generał Vernon Walters, były zastępca dyrektora CIA i Richard Allen, doradca ds. bezpieczeństwa prezydenta Reagana. Walters opowiedział, w jaki sposób Jan Paweł II został zwerbowany do współpracy z CIA i “Białym Domem", podczas gdy Allen chwalił współpracę pomiędzy przywódcą Kościoła katolickiego i jedynym mocarstwem światowym. Określił ją jako “najwspanialszą tajną operację naszych czasów".

Film, o którym mowa, zatytułowany “Rywale do raju", pokazany przez BBC w serii “Everyman", nie ogranicza się do ćwierćwiecza obecnego pontyfikatu. Ukazano w nim historię powiązań Kremla z Watykanem od wybuchu rewolucji komunistycznej w Rosji aż do naszych dni. W filmie jest również mowa o podejrzanych transakcjach między Stolicą Apostolską a Hitlerem i Mussolinim. Porozumienie, które w swoim czasie określano jako pakt antykomunistyczny, w rzeczywistości miało gwarantować milczenie Kościoła w sprawie inwazji na Polskę i zagłady ludności żydowskiej.

Moralne brudy ujawnione przez autorów filmu zaskoczyły nawet jego producenta, Paula Sapina, człowieka, który wierzył, że Watykan jest organizacją niepolityczną, zainteresowaną wyłącznie sprawami ducha. - Byłem wstrząśnięty, gdy dowiedziałem się, jak bardzo Watykan angażował się w działalność ściśle polityczną - powiedział w jednym z wywiadów. Szczególnie zdumiało mnie odkrycie, jak bardzo świeckie były jego cele i formy działania.

Nasi czytelnicy, inaczej niż Sapin, nie są z pewnością zaskoczeni politycznym zaangażowaniem Watykanu. Od dawna informujemy o zaangażowaniu Kościoła rzymskiego w walkę z islamem, rozumianym jako wiara i jako siła polityczna. Kościół od wielu lat wspiera imperialną politykę Zachodu wobec państw islamskich. Misjonarskie podróże do południowego Sudanu odbywał zarówno papież jak i brytyjski arcybiskup George Carey. Celem obu dostojników było wsparcie amerykańskiej polityki zmierzającej do oderwania południowego Sudanu i utworzenia strefy państw chrześcijańskich w Afryce Środkowej.

Twierdzenie, że w państwach chrześcijańskich instytucje państwa i Kościoła są od siebie całkowicie oddzielone, jest zwykłym mitem, jeśli nie świadomie prowadzoną dezinformacją, mającą na celu nakłonienie muzułmańskich elit do sprzeciwu wobec wprowadzenia rewolucyjnego prawa islamskiego w ich krajach. Jest ono szczególnie nieprawdziwe w Wielkiej Brytanii, gdzie królowa jest jednocześnie głową państwa i głową Kościoła anglikańskiego.

Film nie pozostawia wątpliwości. W omawianym okresie Kościół katolicki wielokrotnie angażował się w ryzykowne gry polityczne. Już z pierwszych scen dowiadujemy się, że po rewolucji bolszewickiej papież Benedykt XV wysłał do Rosji dwóch arcybiskupów, by odbyli tajne negocjacje z Leninem. Dalej następuje szczegółowe omówienie antykomunistycznych układów z Hitlerem i Mussolinim. W ich wyniku papież Pius XII nie sprzeciwił się inwazji na Polskę, która w tamtym okresie nie była krajem komunistycznym.
jeszcze bardziej zaskakujące wydaje się ujawnienie, jak blisko obecny papież współpracował z Ronaldem Reaganem, nie tylko we wspólnej walce ze światowym komunizmem, ale np. m.in. w zwalczaniu opozycji przeciwko kosztownemu programowi “wojen gwiezdnych" wśród przywódców Kościoła katolickiego.

Richard Allen opowiada, w jaki sposób Reagan po raz pierwszy zrozumiał, że popularność papieża może przynieść korzyści amerykańskiej polityce zagranicznej. Według Allena obaj panowie oglądali telewizję w Santa Barbara, gdy pokazano w niej reportaż z pierwszej wizyty papieża w Polsce. Entuzjastyczne powitanie, z jakim spotkał się papież w swojej ojczyźnie, przekonało Reagana, że Polacy gotowi są rzucić wyzwanie komunizmowi.

Już za rządów Cartera CIA dostarczało polskim strajkującym robotnikom kserokopiarki, kamery video, sprzęt do nadawania programów radiowych i nawet urządzenia umożliwiające włamywanie się do programów oficjalnych. Gdy prezydentem został Reagan, pomoc została wielokrotnie zwiększona.

Zdaniem Vernona Waltersa poprzedni prezydenci USA zadowalali się powstrzymywaniem Związku Radzieckiego. Reagan tymczasem stworzył program “wojen gwiezdnych", który zmusił ZSRR do podjęcia kosztownych zbrojeń, które doprowadziły do załamania się gospodarki tego kraju. Program ten był jednak narażony na krytykę ze względu na koszty i zagrożenie nowym wyścigiem zbrojeń. Tymczasem administracja Reagana chciała uniknąć krytyki ze strony Kościoła, a zwłaszcza papieża, który już wcześniej potępił wyścig zbrojeń. Dlatego Reagan wysłał do papieża swojego szefa CIA z zadaniem przekonania papieża do poparcia programu. “To było jedno z najbardziej niezwykłych doświadczeń mojego życia. Wszystko mu wyłożyłem i - jak sądzę - z powodzeniem, gdyż papież nigdy nie skrytykował naszego programu obrony, a tylko o to nam chodziło".

W rzeczywistości jednak papież zrobił znacznie więcej. Najpierw złagodził tekst dokumentu na temat “wojen gwiezdnych", Przygotowany przez biskupów amerykańskich, a następnie ocenzurował bardzo krytyczny raport Papieskiej Akademii Nauk, której członków mianował osobiście.

Gdy kilka lat później Reagan zażądał, żeby papież zdyscyplinował księży, którzy udzielali poparcia teologii wyzwolenia i tym samym sprzeciwiali się amerykańskiej hegemonii w regionie Ameryki Centralnej, papież bezzwłocznie zastosował się do tego życzenia, jadąc do Nikaragui, gdzie publicznie znieważył Ernesto Cardenal, księdza i członka gabinetu. Podczas spotkania z mieszkańcami Managui, którzy skandowali: “Pokój! Pokój!", papież rozkazał ludziom, żeby się “zamknęli".

Rewelacje ujawnione w filmie stanowią potwierdzenie sensacyjnych doniesień zawartych w biografii papieża z roku 1996. W książce tej, jej autor, Carl Bernstein, któremu sławę przyniosła afera Watergate, przedstawił szczegóły godnego napiętnowania przymierza pomiędzy supermocarstwem i głową Kościoła katolickiego, mającego na celu najpierw obalenie komunizmu, a potem walkę z terroryzmem w Ameryce Łacińskiej i krajach muzułmańskich.

Gdy książkę opublikowano po raz pierwszy, zawarte w niej sensacyjne informacje spotkały się z niedowierzaniem komentatorów. Dzisiaj, po potwierdzeniu z pierwszej ręki, trudniej będzie ukryć prawdę. I książka, i film powinny w końcu otworzyć oczy wszystkim, którzy wierzą w deklarowany przez kraje Zachodu ideał rozdziału państwa i Kościoła.
___________________________________________________________

Źródło:
“Muslimedia", 16-31 grudnia 1997

Czy papież jest człowiekiem?


Przy okazji nieprzyznania Janowi Pawłowi II Nagrody Nobla (którą otrzymała jakaś nieznana Iranka) usłyszeliśmy, że nie należy być rozczarowanym, ponieważ papież stoi ponad wszelkimi nagrodami. Nie jest on bowiem zwykłym śmiertelnikiem, który tak jak “my wszyscy" miałby codzienne bolączki i problemy. Papież nie pochodzi z ludzkiego świata, co jednak nie przeszkadza mu być wielkim poetą, mężem stanu, bojownikiem o pokój, wychowawcą, etykiem, filozofem, socjologiem czy wreszcie “ojcem nas wszystkich". Oczywiście jest on najlepszy we wszelkich dziedzinach działania, więc gdyby tylko chciał, otrzymałby wszelkie trofea w każdym konkursie (kiedyś podobno uprawiał sport, więc z całą pewnością jest najlepszym kajakarzem, taternikiem, piłkarzem, biegaczem itd.), ale jako istota wyższa nie oczekuje żadnych laurów, bo nie chce kalać się marnymi dążeniami zwykłych śmiertelników. Z tej perspektywy przyznanie Nobla papieżowi uraziłoby go, bo cóż znaczą nagrody za działania na rzecz ziemskiego pokoju dla istoty tak wielkiej, jaką jest Karol Wojtyła?

Za szeregiem głosów kwestionujących podobieństwo papieża do innych ludzi, kryje się tajemnicza zagadka: do jakiego stopnia papież jest człowiekiem? Interesującym przyczynkiem do tego typu rozważań może być niedawna wypowiedź księdza Góry. Z niejakim zdumieniem usłyszałem od niego, że papież wkrótce pojawi się w Polsce, bo chociaż bolą go nogi, to już rosną mu skrzydła, dzięki którym przyleci do ojczyzny. Uczony ksiądz swoją opinię wypowiadał niezwykle poważnym tonem, który uniemożliwiał metaforyczne odczytanie jego słów. Czyżby wielebny Góra faktycznie kwestionował człowieczeństwo papieża? Wkrótce pojawiła się okazja do weryfikacji jego słów: pokazano papieża. Po dłuższej obserwacji doszedłem jednak do wniosku, który uznałem za bezdyskusyjny: papież nie ma skrzydeł i wcale mu one nie rosną.

Wypowiedź księdza Góry nie jest jednak tak nonsensowna, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Jego tezę odnośnie nadprzyrodzonych elementów papieskiej kondycji powtarza większość polskich mediów, kreujących w ten sposób coraz to nowsze “fakty" odnośnie zwierzchnika Watykanu. Najtrudniejszy jest początek, gdy nowy “fakt" jest powoływany do istnienia. Potem już wykorzystuje się zwykłe mechanizmy psychologii mas. Wprawdzie sądy wygłaszane w mediach najpierw wydają się ludziom jawnie nonsensowne, ale powtarzane są tak często i tak przekonującym tonem, że stopniowo wywołują wstyd u tych, którzy wcześniej chcieli im zaprzeczyć. Gdy tego typu opinie usłyszymy dziesięć razy, zaczynamy się z nimi oswajać. A może rzeczywiście papieżowi rosną skrzydła? W końcu można mieć trzy piersi albo jedenaście palców. Dlaczego nie skrzydła? No tak, ale ich nie widać - jeszcze wątpimy. Zaraz, zaraz.... Przecież nasze zmysły nie są doskonałe - to potwierdzą naukowcy, tym samym pośrednio godząc się, że papież może mieć skrzydła. A jeżeli może mieć, to ma naprawdę. O właśnie! Tu rozpromienia się ksiądz Góra. I co, niedowiarki? Nie wierzyliście, ze Ojciec Święty może mieć skrzydła, to teraz macie za swoje!

Podobną strategię stosują politycy i publicyści odnośnie papieskich kompetencji filozoficznych. Na początku istnieli jeszcze powątpiewający. Papież wielkim filozofem? Ee tam! Patriota, Polak, mąż stanu, ale filozof? A właśnie, że tak! - słyszymy chwilę później. Tylko nie taki zwyczajny filozof - to mędrzec nad mędrcami. Dopiero gdy zrozumiemy mechanizm wykorzystany przez księdza Górę, możemy zrozumieć zachwyt nad papieskimi dywagacjami. Zewnętrzna ocena nauk Karola Wojtyły każe uczciwie przyznać, że ograniczają się one do banałów o “miłości bliźniego" i “powszechnym miłosierdziu", zaprawionych konserwatywnym sosem “rodziny i tradycji". Nie można traktować tych sentencji jako podstaw filozofii lub chociażby spójnego modelu życia codziennego, bo gdyby tak je pojmować, okazałyby się one prymitywnymi i nic nie znaczącymi frazesami. Są to obiegowe formuły, które pojawiają się przy okazji większości wystąpień przedstawicieli kleru. Trudno jest ich bronić lub krytykować z perspektywy filozoficznej, bo nic konkretnego w nich się nie zawiera - można ewentualnie zastanawiać się nad ich sensem ideologicznym lub religijnym. Tymczasem prawie wszyscy polscy politycy i publicyści uznają wystąpienia Karola Wojtyły za mowy poruszające najbardziej fundamentalne problemy filozoficzne i socjologiczne współczesności. Można było na przykład usłyszeć od Aleksandra Kwaśniewskiego, że wystąpienia papieża kryją w sobie jedną z najpoważniejszych krytyk liberalizmu w ciągu ostatnich stu lat. Rzetelnie oceniając tę wypowiedź, trzeba powiedzieć, że jest ona ironiczną kpiną lub też świadectwem ignorancji prezydenta. Wszystko tłumaczy jednak syndrom skrzydeł. Może to i banalne, co mówi papież - myślał sobie Kwaśniewski - ale zaraz - czy ktoś przed nim to powiedział? A może nie? Przecież wszyscy księża mówią, że nie; że słowa papieża są nowatorskie i nikt inny przed nim nie mówił o miłości bliźniego. Co szkodzi przyjąć, że słowa papieża są genialne? Ale... jeżeli można przyjąć, że są genialne, to pewnie są! I oto wyjaśnia się zagadka, dlaczego wszyscy politycy uznają papieża za wspaniałego poetę, sportowca, polityka, etyka, wychowawcę, ojca czy też Ojca.

Fenomenem niezwykle interesującym z perspektywy tak psychologicznej, jak i estetycznej, jest swoisty turpizm polskich dziennikarzy. Oto na przykład możemy usłyszeć, że papież jest w doskonałej formie, po czym widzimy zbliżenie Jana Pawła II, który potyka się, trzęsie, nie panuje nad mimiką. Chwilę później słyszymy pełen oburzenia głos informujący, że istnieją środowiska wrogie “Ojcu Świętemu", które rozpowszechniają niesprawdzone opinie, iż jest on ciężko chory. Co prawda, na ekranie widzimy schorowanego starego człowieka, ale w komentarzach dziennikarzy rośnie on do postaci mitycznego bóstwa, które nie tylko perfekcyjnie panuje nad swoim ciałem, ale też nad światem sprawuje bezwzględną władzę, przecieram oczy ze zdumienia, nie mogąc pojąć tej zbiorowej fikcji, po czym słyszę, że tego faktycznie nie da się zrozumieć bez uwzględnienia “faktu", że papież na co dzień obcuje z Bogiem.

W tej smutnej maskaradzie trudno doszukiwać się jakiejkolwiek winy samego papieża. Jest tak chory, że już pewnie gubi się w tym zgiełku. Jest bezwolną maskotką mediów, które manipulują nim, bawią się i czerpią z tego radość. Odsłaniają najbardziej intymne aspekty jego życia, pokazują całą jego słabość i bezradność, po czym czynią z nich przedmiot dalszej zabawy, cyrku, przedstawienia i zarazem pełnej fascynacji konsumpcji. Papieskie życie rozgrywa się wedle scenariusza, który niegdyś nakreślił niemiecki pisarz Patrick Sliskind w swojej znanej książce “Pachnidło". Jej główny bohater był twórcą perfum, poszukującym idealnego zapachu. Gdy wreszcie udało mu się go stworzyć, polewa się nim, a dziki tłum w szaleństwie rozrywa go i pożera, czyniąc jego ciało tylko dodatkiem do wspaniałego zapachu. Polskie media ulegają tej samej fascynacji. Jedyna różnica polega na tym, że są one turpistyczne - fascynuje ich starość, choroba, cierpienie - nie będąc tego świadome, są dekadenckie. Swoją własną rzeczywistość, pełną kłamstw, cynizmu i okrucieństwa, starają się wzbogacić, sycąc się patologicznymi fantazjami odnośnie cierpiącego starca, którego choremu ciału przypisują nadprzyrodzone atrybuty. Rzeczywisty papież w tej szalonej maskaradzie odgrywa drugorzędną rolę. Nikt go już nie słucha ani nie zwraca na niego uwagi. Sam uparcie trwa na swoim stanowisku, trzymając się władzy, której zresztą nie posiada, manipulowany równocześnie przez tłumy i przez swoich ewentualnych następców, którzy wiedzą, że przestał być już zdolny do sprawowania władzy i czekają na jego ostateczny koniec..

Widząc ten smutny cyrk, chciałoby się zawołać, że król jest nagi, bo przecież papież nie posiada żadnego z atrybutów, które mu się przypisuje. Nie jest mężem stanu, tylko przywódcą niedemokratycznego państwa-miasta, który, jak wszyscy inni władcy, po prostu zabiega o realizację interesów swojego kraju; nie jest wielkim moralistą, tylko kolejnym doktrynerskim obrońcą katolickiej ortodoksji; nie jest wielkim filozofem, tylko drugorzędnym komentatorem świętego Tomasza; nie jest wielkim poetą ani sportowcem. Ale dzisiaj to wszystko już nie jest takie ważne - o to się można było spierać kilkanaście lat temu. Dzisiaj jest on po prostu starym, chorym i niesprawnym człowiekiem, któremu należy się pomoc lekarska i spokój. Nie stanowi to ani powodu do wstydu, ani do dumy, a raczej jeden z milionów smutnych dowodów na to, że ludzkość nie zapanowała jeszcze nad większością istniejących chorób.

Polskie media wszakże mają do tej kwestii zupełnie inne podejście. Ich zdaniem papież stoi ponad prawami biologii i tak naprawdę nie tylko jest zdrowy, ale też jest tak zdrowy, jak nikt inny. Nawet jeżeli któreś z nich uwzględnia, że papież jest stary i chory, to słyszymy, że jest on “silny swoją słabością", “młody swoją starością" albo “wielki w swojej chorobie" - że będzie wiecznie piękny, wiecznie mądry, wiecznie wspaniały. Zamiast z szacunkiem odnieść się do cierpiącego człowieka, media męczą go, permanentnie lustrują, wmawiając mu boskość, której brak tym bardziej razi, im bardziej papież jest prześwietlany i im bardziej wmawia mu się, że posiada atrybuty, których nigdy nie miał lub które już dawno utracił.

Arystoteles mawiał kiedyś, że człowiek jest istotą, która sytuuje się między zwierzęciem i bogiem. Z doniesień naszych mediów wynika, że papież nie jest już człowiekiem, lecz najwyższym bóstwem. Same jednak przedstawiają go jako schwytane w sieć dziwaczne zwierzę, któremu każdy może się przyjrzeć, a które wybrani mogą nawet dotknąć - pogłaskać jego pióra, poczesać jego włosie, ucałować jego kończyny. Mimo dystansu wobec nauk papieża takie ukazywanie go wydaje mi się oburzające. Jego przekonania są dla mnie nie do przyjęcia i jestem ich przeciwnikiem, ale nigdy nie pozwoliłbym sobie na tak prymitywne i niesmaczne przedstawianie Jana Pawła II, jak czynią to media, kler i politycy. Dlatego też apeluję o zaprzestanie tych żenujących praktyk i przypomnienie sobie, że jednak tak naprawdę papież jest zwykłym człowiekiem.
__________________________________________________________

Źródło:
“Trybuna", nr 278, 24 października 2003

wtorek, 29 kwietnia 2014

Córy Ewy (Jan Paweł II nie lubi kobiet)


Korytarzami pałacu szła kobieta. Towarzyszył jej mężczyzna w ciemnym garniturze, ale nie rozmawiali. Nie poświęcała uwagi szybko mijanym posągom, gobelinom i freskom. W jednej z komnat rzuciła okiem na starą Biblię, leżącą na pięknie rzeźbionym marmurowym stole, ale choć te kunsztowne przedmioty ją ciekawiły, nie robiły na niej wrażenia. Przywykła do różnych cudów tego świata. Rzym, Nowy Jork, Londyn czy Genewę znała równie dobrze jak wielkie miasta w Afryce, Azji i Ameryce Łacińskiej. Zresztą tego poranka, 18 marca 1994 roku, nie przeznaczyła na zwiedzanie. Przybyła tu w konkretnej sprawie - pomówić o kobietach, matkach i rodzinach. Delikatnie i z uczuciem, jeśli trzeba szczerze, ale i bardzo twardo.


W Sali Klementyńskiej dostrzegła tron - w tej chwili pusty, lecz majestatyczny - ale mężczyzna w ciemnym garniturze powiódł ją spiesznie innym korytarzem.

Jan Paweł II czekał w swoim gabinecie. Przez wszystkie lata jego pontyfikatu kobiety stanowiły problem, a przynajmniej tak na okrągło pisała światowa prasa. W mediach ciągle mówiono o aborcji, o tym, że papież odmawia kobietom prawa wolnego wyboru albo że nie pozwala im być kapłankami. Ciągle oskarżano go o wstecznictwo oraz nieczułość na aspiracje i potrzeby współczesnych kobiet. Te zarzuty sprawiały mu przykrość. Dowiadując się o nich z dostarczanych mu wyciągów informacji, reagował jedynie zmarszczeniem brwi.

To, co sądził o swoim stosunku do kobiet, bardzo różniło się od negatywnego obrazu stworzonego przez media. Znał siebie. O kobietach myślał zawsze z najgłębszą czułością. Czyż nie uważał ich za istoty niezastąpione, nadzwyczajne? Czyż w specjalnie napisanym liście apostolskim “Mulieris dignitatem" (“O godności kobiety"), nie oznajmił, że “kobieta stanowi szczególną wartość osobową ze względu na swoją kobiecość"? Czyż nie złożył lirycznego hołdu “miłości oblubieńczej, której macierzyński potencjał kryje się w sercu kobiety - dziewiczej oblubienicy"? Czyż nie był przekonany, że w połączeniu z Chrystusem “geniusz kobiety" pozwala jej miłości “otworzyć się w stosunku do wszystkich i każdego"?

Radykalny feminizm zasmucał Karola Wojtyłę. Ilekroć temat ten wypływał podczas wizyt Zofii Zdybickiej w Watykanie, mawiał zakłopotany: “Siostro, ja tak bardzo szanuję kobiety, tak wysoko je cenię". Wiem, że w kobietach tkwią ogromne możliwości czynienia dobra (...), tylko podlegają kulturowym ograniczeniom".

Raz, w roku 1993, oddał przed całym światem cześć kobietom, mówiąc z wychodzącego na plac św. Piotra okna swego gabinetu: “Maryjo, Niepokalana Dziewico i Matko Odkupiciela, w imieniu całego Kościoła pragnę z całego serca podziękować Bogu za dar kobiety, za wszystkie kobiety i za każdą z osobna".

Ale fala krytyki wobec niego, tak w Kościele, jak i poza nim, nigdy nie opadła. Jego podejście do spraw macierzyństwa od podejścia feministek i innych kobiet, które w żadnym razie by siebie feministkami nie nazwały, zawsze dzieliła przepaść. Dla Jana Pawła II, widzącego w ciąży wzniosły symbol, “brzemienność jest metaforą kontemplacji" - wyjaśnia David Schindler, amerykański wydawca sponsorowanego przez Ratzingera teologicznego czasopisma “Communio" - “noszenia czegoś w sobie i myślenia o tym, wczuwania się w to. A potem przychodzi czas dojrzewania, wydania na świat, porodu, któremu towarzyszy cierpienie i ból. Taki jest fundamentalny pogląd papieża".

Ale dla feministek i innych podejrzliwie traktujących nazbyt romantyczne, bałamutne wyobrażenie o kobiecie jako aniele i matce, najważniejsze było uznanie ich praw do decydowania o własnych ciałach, uwolnienie od roli naczyń, doniczek do hodowania cennych roślin. Konflikt więc narastał.

Jan Paweł II świetnie wiedział o duchu krytycyzmu i sprzeciwu w kwestii kobiet, rozpowszechnionym w świecie katolickim, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, jak wciąż przypominały mu wydziały Kurii. W końcu to amerykańska zakonnica, przełożona zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia, jako pierwsza przeciwstawiła mu się rok po wybraniu go na głowę Kościoła. Doszło do tego ostatniego dnia jego pierwszej wizyty w Stanach, w październiku 1979 roku, w waszyngtońskim Sanktuarium Niepokalanego Poczęcia. Mimo że od początku pontyfikatu - i podczas amerykańskiej pielgrzymki - nalegał na noszenie tradycyjnych ubiorów zakonnych, z około pięciu tysięcy sióstr, które zjawiły się w świątyni, ponad dwie trzecie przyszło w świeckich strojach, bez welonów i habitów. Nieposłuszeństwo irytowało go.

W neogotyckiej nawie głównej i nawach bocznych dostrzegł wśród tłumu kilkadziesiąt sióstr, które, niczym wolontariuszki jakiejś organizacji, odróżniały się od reszty dziwnymi niebieskimi opaskami na rękach. Od swoich watykańskich doradców usłyszał, że są to zwolenniczki święceń kapłańskich kobiet. Ich hasło brzmiało: “Jeśli kobiety mogą piec chleb, to mogą się też nim łamać".

Wybrana do powitania go siostra Theresa Kane, przewodnicząca Amerykańskiej Konferencji Przełożonych Zakonów Kobiecych, również miała na sobie świecki strój. Kończąc oficjalną, niespełna dziesięciominutową przemowę kobieta w granatowym kostiumie powiedziała do mikrofonu dźwięcznym głosem: “Wasza Świątobliwość, reagując na cierpienia kobiet, Kościół powinien rozważyć możliwość dopuszczenia ich do wszelkich posług kapłańskich". Zarejestrowaną przez telewizję owację zgotowaną jej po tym oświadczeniu pokazano w całych Stanach.

Potem zaś siostra Kane podeszła do siedzącego papieża i pozdrowiła go w nieledwie pozbawiony szacunku (w porównaniu z pokorą polskich i włoskich zakonnic), demokratyczny sposób słowami: “Dzień dobry, miło mi powitać". Po uściśnięciu mu ręki poprosiła o błogosławieństwo, uklękła, ale nie ucałowała papieskiego pierścienia. Jan Paweł II zapamiętał to sobie. Gdy przemówił do sióstr w sanktuarium, jego zwykła życzliwość i przyjacielskość zniknęły. Nie uśmiechnął się ani razu.

Watykan, wspomina po latach siostra Kane, zareagował na to wydarzenie szybko. Kiedy kilka tygodni potem przyjechała do Rzymu na posiedzenie Kongregacji do spraw Zakonów, wręczono jej lakoniczny list następującej treści: “Bylibyśmy zobowiązani, gdyby zechciała siostra wyjaśnić sprawę powitania Jego Świątobliwości w Sanktuarium Niepokalanego Poczęcia".

W Watykanie przyjął ją jednakże nie prefekt Kongregacji, kardynał Eduardo Pironio, lecz jakiś ksiądz, przeprowadzając z nią odrobinę absurdalną, podszytą zawoalowaną groźbą rozmowę.
“Ponieważ wyczerpaliśmy pozostałe tematy, proszę mi wyjaśnić sprawę tego powitania" - powiedział.
“A co konkretnie mam wyjaśnić, proszę księdza?" - spytała.
W pokoju zaległa głucha cisza. Wreszcie jej rozmówca zwrócił się do kolegów i spytał: “Co chcemy wyjaśnić?".
Nie odpowiedzieli. Najwyraźniej chcieli od niej usłyszeć, że w swojej przemowie do Jana Pawła II nie poruszyła kwestii święceń kapłańskich kobiet.
Nie uległa. “Chcę, żebyście wiedzieli: powiedziałam o święceniach (...) była o nich mowa" - odparła. Kary doczekała się pod koniec swojej kadencji na stanowisku przewodniczącej Konferencji Przełożonych Zakonów. Kiedy poprosiła o spotkanie z papieżem, Watykan przysłał odpowiedź, że byłoby ono “niestosowne".

To zapoczątkowało protesty kobiet. Na przestrzeni lat tylko one - z nielicznymi wyjątkami - przeciwstawiały się Janowi Pawłowi II w obecności dużych audytoriów, prasy i
telewizji. Oszczędne w słowach, nie rezygnowały jednak ze stałych tematów, przekazując je sobie niczym sztafeta biegaczek pałeczkę.

W roku następnym, 1980, w stolicy bardzo katolickiej Bawarii, Monachium, młoda Barbara Engel skrytykowała stanowisko kościoła w sprawach seksualnych i celibatu księży. W Szwajcarii papieżowi przeciwstawiła się również kobieta, Margrit Stucky-Schaller. “Szkoda, że nasza praca tak niewiele znaczy dla wiary i Kościoła. Mamy wrażenie, że nas, kobiety uważa się za obywateli drugiej kategorii" - powiedziała.

W roku 1985 w Belgii i Holandii powitano Jana Pawła II barwniej i weselej. W Utrechcie na ulice wyległy tysiące punków, anarchistów, homoseksualistów i lesbijek, głośno i z fantazją protestując przeciwko papieskiemu absolutyzmowi. Starcia z policją trwały trzy godziny. Jeszcze tego samego dnia, na spotkaniu z organizacjami misjonarskimi, główna mówczyni, Hedwig Wasser, zadała papieżowi trudne pytania: “Jak możemy być wiarygodni, skoro przy głoszeniu ewangelii, zamiast wyciągać do ludzi pomocną dłoń, wytykamy im palcem winy? Skoro zamiast ich przygarnąć, odtrącamy rozwiedzione pary, homoseksualistów, żonatych księży i kobiety?". A potem, nie przejmując się jego wyraźnie skonfundowaną świtą, utkwiła w Janie Pawle II spojrzenie i ze spokojem oświadczyła: “Ostatnie wydarzenia w pewnych sferach kościelnych zmusiły wielu z nas do nieposłuszeństwa wobec Kościoła".

W Louvain-la-Neuve, filii starego flamandzkiego uniwersytetu, atak na papieża przypuściła mająca polskie korzenie przewodnicząca związku studenckiego, Veronique Yoruba. “Martwi nas, że używanie środków antykoncepcyjnych spycha małżeństwa na margines Kościoła - powiedziała. - Dziwią nas niektóre posunięcia Waszej Świątobliwości wobec Ameryki Łacińskiej i teologii wyzwolenia. Bo dla nas zarówno Nikaragua, jak Polska, zarówno Salwador, jak Chile, są krajami, w których lud walczy o te same zasady sprawiedliwości, wolności i demokracji, tak bliskie Kościołowi".

W uniwersyteckim audytorium maksimum zapanowała nieopisana wrzawa. Owacja sympatyzujących z Yoruba zderzyła się z okrzykami starających się ją zagłuszyć zwolenników Wojtyły: “Niech żyje papież!". Na co dziewczyna zawołała w stronę najbardziej rozgorączkowanych: “Dziękuję ci, Opus Dei!". Jan Paweł II zareagował na to łagodnie, po ojcowsku, całując młodą studentkę w głowę.

Ale na wiosnę 1994 roku trudno było wygasić podobne konflikty tanim teatralnym gestem. W oczach papieża kobieta, z którą właśnie miał się spotkać, była aniołem śmierci. Rok ten rozpoczął Jan Paweł II od oświadczenia, że ONZ zmierza do zniszczenia rodziny i życia, a ma się to dokonać na konferencji w Kairze.

Zaplanowana na wrzesień Konferencja w sprawie Zaludnienia i Rozwoju miała zatwierdzić uzgodniony na spotkaniach roboczych program działania, któremu przyświecały dwie zasady: prawo małżeństw i osób do reprodukcji i jej ochrony przez służbę zdrowia. Podkreślano w nim obowiązek państwa zapewnienia opieki zdrowotnej i swobodnego dostępu do metod zapobiegania ciąży. W obawiającym się masowego rozpowszechniania pigułek antykoncepcyjnych i prezerwatyw Janie Pawle II wzbudziło to podejrzenia. Ale najbardziej zaniepokoiły go natarczywe postulaty bezpiecznej, zalegalizowanej aborcji.

W przygotowanych dla niego materiałach watykański Sekretariat Stanu podkreślał, jak wielkie polityczne zmiany zaszły w świecie od czasu konferencji w Meksyku przed dziesięciu laty. Dążąc do zjednania sobie papieża i umocnienia strategicznego sojuszu z Watykanem, rząd Reagana przeforsował politykę “na rzecz życia". Ale wiatry w Waszyngtonie zmieniły kierunek. Rząd Clintona poparł prawo kobiety do wolnego wyboru, bezpiecznej i legalnej aborcji oraz stanął w obronie prywatności jednostek w sferze seksualnej, w tym homoseksualistów.

Dla Jana Pawła II było to nie do przyjęcia. Podejrzewał, że Stany Zjednoczone i amerykańskie feministyczne grupy nacisku pragną narzucić krajom rozwijającym się
zachodnie obyczaje seksualne. W wystosowanym kilka tygodni wcześniej “Liście do rodzin całego świata" nakreślił linię frontu, na którym stały naprzeciwko siebie po jednej stronie broniona przez Kościół cywilizacja życia i miłości, a po drugiej zgubna antycywilizacja - przesiąknięta utylitaryzmem, z jego nieodpowiedzialnym wychowaniem seksualnym, aborcją na żądanie, propagandą wolnej miłości (“która niszczy rodziny"), rozbitymi małżeństwami (pozostawiającymi “sieroty, “których rodzice żyją") i związkami homoseksualnymi - zmierzająca w kierunku “zagrażającym przyszłości rodziny i społeczeństwa".
W tej chwili zaś pracował nad najnowszą encykliką, “Evangelium Vitae", (“Ewangelią życia") - huraganowym atakiem na takie “zagrożenia dla życia, jak eutanazja i aborcja.

Idąca na spotkanie z nim kobieta miała świadomość, że będzie zaciekle walczył przeciwko nowej masakrze, prawdziwej rzezi niewiniątek, nowej zagładzie, bo z zagładą kojarzyło mu się zawsze słowo “aborcja".
Otworzono drzwi.
Pośrodku gabinetu stało biurko. Kiedy ruszyła w jego stronę, siedzący przy nim papież wstał kurtuazyjnie. Był sam. Miał wrażenie, że całe światło w pokoju skupia się na jego białej sutannie i złotym pektorale.
Jan Paweł II przyjrzał się gościowi. Pani Nafis Sadik, podsekretarz ONZ, organizatorka Konferencji do spraw Ludności i Rozwoju, ubrana była w narodowy strój pakistański - długi, owinięty wokół ciała, przypominający sari, pastelowy kawałek materiału i kolorowe spodnie. Blisko sześćdziesięcioletnia, skórę miała ciemną, włosy wciąż kruczoczarne, a jej spokojna twarz wyrażała stanowczość.
Po szybkim powitaniu i uściśnięciu dłoni, wskazując jej fotel powiedział: “Pani wie, że ten rok jest Rokiem Rodziny" i dla większego efektu zawiesił głos. Nim jednak, zaskoczona, zdążyła usiąść i mu odpowiedzieć, dorzucił: “Ale dla mnie jest to rok rozpadu rodziny".
Uderzył ją jego oskarżycielski ton. Gdy natychmiast zaczęła mu tłumaczyć, że na świecie jest wiele rodzajów rodzin: wielopokoleniowe, składające się tylko z rodziców i dzieci, z jednym rodzicem, osierocone, Jan Paweł II uniósł palec i rozpoczął perorę. “A jak pani zdaniem rozmnożyły się populacje ludzkie? - spytał. - Dzięki rodzinie. Rodzina to mąż, żona i dzieci. A jedyną podstawą rodziny jest małżeństwo. Homoseksualiści i lesbijki nie tworzą rodzin".
Pani Sadik przemknęły przez głowę słowa: “Wasza Świątobliwość nie zna życia", ale powiedziała mu tylko, że program działania konferencji dotyczy głównie dzieci i matek, a więc osób najbardziej narażonych na skutki nadmiernej dzietności rodzin i przemoc seksualną.
“Narody Zjednoczone muszą zabrać głos, ONZ musi objąć moralne i duchowe przywództwo" - oświadczył, znów podnosząc prawą rękę.
Rozmówczyni dostrzegła jej drżenie, twarz Karola Wojtyły zdradzała napięcie. Pani Sadik powróciła do wyjaśnień, że Narody Zjednoczone muszą reprezentować poglądy wszystkich swoich członków, odzwierciedlać obyczaje i kulturę 5,7 miliarda ludzi. Ale trudno jej było przedstawić swoje argumenty, gdyż papież wciąż jej przerywał i przeskakiwał z tematu na temat.
“Dlaczego podchodzicie do tych spraw inaczej niż na poprzednich konferencjach?" - spytał.
“Wasza Świątobliwość powinien być zadowolony, bo w kwestii zaludnienia skupiliśmy się na osobie ludzkiej. Nie mówimy o liczbach. Wyłącznie o indywidualnych wyborach i indywidualnych potrzebach".
Właśnie to było największą nowością w dokumencie przygotowanym na konferencję w Kairze. Sprawę wzrostu zaludnienia powiązano w nim z zagadnieniami rozwoju społecznego - oświaty, zdrowia, większych uprawnień dla kobiet. Zamiast zalecać limity liczbowe, zachęcające, jak do tej pory, państwa do ograniczania rozmiarów rodzin, kładziono nacisk na prokreacyjne prawa kobiet, swobodę w wyborze metod planowania rodziny i opiekę zdrowotną. Nie popierając aborcji, lecz czując się w obowiązku podjąć jej temat, autorzy dokumentu domagali się, aby zabiegi przerywania ciąży były zarówno prawnie dozwolone, jak bezpieczne.
“Kto zrobił więcej dla rozwoju niż Kościół?" - spytał znienacka Jan Paweł II, pochylając się w stronę pani Sadik i patrząc na nią surowo.
“Doceniam jego zasługi, lecz nie w dziedzinie planowania rodziny" - odparła, dodając, że kiedyś uczyła się w szkole zakonnej w Kalkucie.
Wiedziała już, jak trzeba z nim rozmawiać. Papież spojrzał jej prosto w oczy. Zmobilizowana, odpowiedziała mu takim samym spojrzeniem. Była to najprawdziwsza walka, a nie uprzejma wymiana sprzecznych poglądów.
Głosy rozlegały się na przemian: kobiecy - cieplejszy i łagodniejszy; męski - surowszy i niespieszny. Co jakiś czas papież unosił rękę w geście kaznodziei, który pragnie podkreślić jakąś kwestię. Wysłanniczka ONZ siedziała niemal bez ruchu. Czasem tylko poprawiała zsuwający się rąbek sari*.

*Całą tę scenę pani Sadik opisała później w sprawozdaniu.

Planowanie rodziny musi być zgodne z moralnymi, duchowymi i naturalnymi prawami" - oświadczył Jan Paweł II.
“Ale w planowaniu rodziny nie można w pełni polegać na prawach naturalnych" - odparła, po czym przeszli do sprawy swobody jednostek w planowaniu rodziny.
“W tej mierze o prawach i potrzebach jednostki nie może być mowy - stwierdził papież. - Istnieją tylko prawa i potrzeby par małżeńskich".
“Tak, ale 'pary' zakładają równość partnerów - zareplikowała. A w wielu społeczeństwach, nie tylko w Trzecim Świecie, kobiety nie są równe mężczyznom. W rodzinach jest wiele przemocy seksualnej. Kobiety bardzo chętnie stosowałyby naturalne metody antykoncepcji i wstrzymywały się od stosunków płciowych, bo to one zachodzą w ciążę, choć nie chcą. Lecz do tego potrzebne jest współdziałanie ich partnerów. - Przypomniała, że co roku około dwustu tysięcy kobiet umiera wskutek samodzielnych prób usunięcia płodu. - Przywódcy religijni, a właściwie my wszyscy musimy zająć się tym bardzo poważnym problemem".
“A nie sądzi pani, że do nieodpowiedzialnego zachowania się mężczyzn przyczyniają się same kobiety?" - wtrącił Jan Paweł II.
To ją poraziło. “Opadła mi szczęka" - zwierzyła się potem.
Spostrzegłszy zszokowaną minę rozmówczyni w sari, papież próbował zmienić temat, ale mu na to nie pozwoliła.
“Przepraszam, ale muszę odpowiedzieć na pytanie Waszej Świątobliwości w sprawie zachowania kobiet - powiedziała. -W większości krajów rozwijających się mężczyźni uważają, że małżeństwo daje im wszelkie prawa, a kobiety muszą się im podporządkować. Do domu wracają pijani, a po stosunkach z nimi żony zachodzą w ciążę. Albo zarażają się wirusem HIV, bo nie mają żadnego wpływu na zachowanie małżonków i własną sytuację".
Ale nie poprzestała na tym.
“Przemoc w rodzinie, a ściślej mówiąc, gwałty są w naszym społeczeństwie czymś powszednim - ciągnęła. - A najbardziej przygnębia to, że wszelkie konsekwencje tego ponosi kobieta. Dużo kobiet zostaje porzuconych. W Ameryce Łacińskiej pełno jest porzuconych rodzin, pełno kobiet, które same muszą zadbać o dom, podczas gdy mężczyźni odchodzą i zakładają nowe stadła".
Papież patrzył surowo. W jego zwykle tak ciepłym spojrzeniu pani Sadik dostrzegła zimne błyski. Wydał się jej napięty jak sprężyna. Nie była przygotowana na takie przyjęcie.
“Dlaczego jest taki nieczuły, taki dogmatyczny, taki nieprzyjazny?" - zadawała sobie pytanie. Mógł przynajmniej powiedzieć: “Naprawdę współczuję tym cierpiącym, lecz przede wszystkim należy być moralnym". “Wcale nie jest taki życzliwy, jak by wynikało z rozpowszechnionego wizerunku" - zwierzyła się swoim znajomym po tej rozmowie.
Jan Paweł II również nie czuł sympatii do swej rozmówczyni. Mimo że pochodziła z Pakistanu, to jej program uważał za produkt amerykańskiego feminizmu, jednego z najgorszych zjawisk współczesności, formę zgubnego imperializmu kulturowego. Ich rozmowa tylko utwierdziła go w przekonaniu, że Zachód przestał rozumieć głęboką treść powołania kobiety, jej największego “skarbu". Bo czyż było coś wspanialszego od wydania na świat nowego życia, od wychowania dziecka, od wprowadzania go w dojrzałość?
Martwił się, że nawet w Kościele, nawet pośród teologów, często trafiają się tacy, którzy nie w pełni rozumieją wartość życia i wyjątkową rolę kobiety.
Tymczasem Pani Sadik przypominała mu, że choć biskupi niemieccy zalecają naturalną metodę planowania rodziny, to zarazem przyznają, iż bywa ona zawodna. I dlatego doradzają stosowanie innych metod, dzięki którym kobiety mogą bez ryzyka decydować o liczbie potomstwa i o tym, w jakich odstępach rodzić dzieci.
“Znam oczywiście ten raport biskupów - przerwał jej z irytacją. (Było jasne, że nie lubi - i nie przywykł - by mu się sprzeciwiano). - Katolików zmusił do jego sporządzenia materializm niemieckiego społeczeństwa".
To uświadomiło pani Sadik, że szansę na znalezienie wspólnego języka są znikome.
“Nastolatków trzeba uczyć odpowiedzialności, to jedyna droga - oświadczył, znów zmieniając temat. - wychowujcie ich".
“Ja nie mam z tym problemów" - odparła, podkreślając jednakże, że ciąże nastolatek w krajach Trzeciego Świata są faktem.
“Nie możemy tolerować niemoralnego zachowania" - zaprotestował.
“Nawet jeśli nie pochwalamy obyczajów pacjentek, to i tak należy leczyć ich skutki - nie dała za wygraną, jako kobieta i ginekolog. - Możemy je nawet ganić, ale nie wolno nam ich osądzać. Musimy im pomagać w miarę możliwości, pomagać i zapewniać..."
“Jedyna droga to przestrzeganie prawa moralnego, duchowego i naturalnego - przerwał jej papież. - No, i musicie wychowywać, wychowywać, wychowywać".
Znowu ją osadził.
“Nie panowałam nad sobą - wspomina pani Sadik. - Naprawdę starałam się do niego dotrzeć, nawet nie po to, by zmienić jego poglądy, lecz po to, żeby poruszyć w nim czułą strunę. Ale był taki nieprzystępny".
“Ilu katolików jest zdaniem Waszej Świątobliwości na świecie?" - spytała znienacka.
“A ilu jest muzułmanów"? - odparł pytaniem, pochylając się nad stołem w jej stronę.
“Około miliarda dwustu tysięcy".
“A katolików tyle samo" - odparował. (Właściwa liczba to około dziewięćset milionów).
“Nie o to mi chodziło - sprostowała. - Chciałam spytać, ilu katolików zdaniem Waszej Świątobliwości, naprawdę przestrzega nauk Kościoła w tej sprawie?"
“Nie przestrzegają ich tylko katolicy w materialistycznych, rozwiniętych społeczeństwach - nie dawał za wygraną papież. - Natomiast w biedniejszych krajach wszyscy".
“Przykro mi, ale nie mogę się z tym zgodzić, bo na przykład w Ameryce Łacińskiej kobiety pozbywają się ciąży, bo nie mają dostępu do środków antykoncepcyjnych - oświadczyła. - Najwięcej nielegalnych aborcji dokonuje się właśnie w wielu najbiedniejszych katolickich krajach świata".
Papież odparł na to, że kobieta, jeśli chce, może w pełni kontrolować pożycie małżeńskie i sama decydować, że nie dojdzie do stosunku.
“My, niestety, mamy całkiem inne doświadczenia. Bo w przypadku milionów kobiet, z którymi mamy do czynienia, sprawy te wyglądają inaczej".
“ONZ nie może włączyć do swojego programu obowiązkowej sterylizacji, obowiązkowej kontroli urodzin i aborcji" - zaripostował.
“W naszym programie niczego takiego nie ma" - odparła cierpko. Miała wrażenie, że Jan Paweł II nie czytał dokumentu przygotowanego na konferencję w Kairze i swoją wiedzę czerpie z jakichś niereprezentatywnych wyimków.
“Jest pani muzułmanką?" - spytał niespodziewanie. - Islam to najbardziej ekspansywna religia świata" - dodał prędko i przedstawił własną wizję młodszej generacji w byłych krajach komunistycznych i innych, odrzucającej ateizm i na powrót garnącej się do religii. - ONZ musi popierać zasady etyki na przekór stanowisku różnych państw - ciągnął. - W społeczeństwach zachodnich postępuje rozkład rodziny. Przepadły wartości moralne. Bardzo mnie to wszystko niepokoi i osobiście pragnę temu przeciwdziałać. W październiku wybieram się do ONZ, by zabrać głos w tej sprawie".
Dopiero po chwili do pani Sadik dotarło, że ich czterdziestominutowa rozmowa dobiegła końca. Do rąk włożono jej znienacka srebrny medalik. Jakiś prałat, który wszedł do gabinetu, przypomniał papieżowi, że czekają na niego inne zajęcia. Audiencja się skończyła. W przedpokoju, tym razem nie wiedzieć czemu, zabrakło fotografa zajmującego się robieniem zdjęć papieskim gościom. Najwyraźniej ktoś od watykańskiego protokołu uznał, że wizyta przedstawicielki ONZ nie jest warta utrwalenia na fotografii.
Na plac Św. Piotra rozczarowana Nafis Sadik wyszła z myślą, że temu człowiekowi brak współczucia. “On nie lubi kobiet - stwierdziła potem. - Oczekiwałam nieco więcej zrozumienia dla cierpiących i umierających".
___________________________________________________________

Źródło:
,,Jego świątobliwość Jan Paweł II i nieznana historia naszych czasów", Wyd. Da Capo, Warszawa 7999, ss. 499-509

Monarcha absolutny


Z okazji XXV rocznicy pontyfikatu Jana Pawła II szwajcarski teolog Hans Kung oskarżył papieża, że umacniając hierarchiczną, sztywną i scentralizowaną strukturę władzy, która dławi wolność słowa i ekspresję uczuć religijnych, sprawił, iż Kościół popadł w kryzys, który stawia pod znakiem zapytania samo przetrwanie tej instytucji.

“Papież wprowadził ściśle scentralizowany zarząd oraz ogromną ilość obowiązków i zakazów, pod których ciężarem Kościół niemal wyzionął ducha" - powiedział Kung w wywiadzie dla włoskiego dziennika “Corriere della Sera". Pod jego władzą watykański okręt cofnął się w czasie i stał się średniowieczną galerą do przewozu niewolników, którzy nie mają nic do powiedzenia, muszą być posłuszni, modlić się, płacić i cierpieć" - dodał teolog.

Polityka Jana Pawła II sprawiła, że wiarygodność Kościoła, która była najwyższa za pontyfikatu Jana XXIII, spadła dzisiaj niemal do zera. Dla Kościoła katolickiego pontyfikat Wojtyły okazał się prawdziwą klęską. Ten schorowany człowiek, który już dawno powinien ustąpić, dla wielu ludzi stał się symbolem Kościoła, który za piękną fasadą skrywa moralny rozkład i skostnienie. Dziedzictwem tego papieża będzie cały zastęp skrajnie konserwatywnych biskupów, którzy są nielubiani i niekompetentni. W wielu krajach europejskich, w wielu parafiach nie ma już księdza. Od Kościoła odchodzą kobiety. Winę za to ponosi również papież i jego nieugięte stanowisko w sprawie antykoncepcji i kapłaństwa kobiet - dodał Kung.

Kung nie jest jedynym teologiem, który poddał krytyce poglądy i politykę papieża. Na przykład na synodzie w Afryce w roku 1994 biskup Ernest Kombo z Konga rzucił obecnemu papieżowi wyzwanie, wyrażając nadzieję, że kobiety doczekają się mianowań na najwyższe urzędy w kościelnej hierarchii, nawet na stanowiska “świeckich kardynałów". W dokumencie końcowym tegoż synodu uczestnicy wyrazili “oburzenie" z powodu “dyskryminacji i marginalizacji roli kobiet w Kościele i społeczeństwie" i podjęli uchwałę o konieczności ich dopuszczenia do różnych szczebli decyzyjnych w hierarchii katolickiej.

Zamieniwszy sprawy seksu i płci (takie jak rozwody, małżeństwa księży, kapłaństwo kobiet, antykoncepcję) w pole bitwy, na którym egzekwuje swoją władzę, Jan Paweł II napotyka coraz silniejszy opór książąt Kościoła, którym przeszkadzają jego uprzedzenia, które mają ich zdaniem podłoże kulturowe.

Wbrew jasno wyrażonemu stanowisku Watykanu, że Kościół nie zajmie się kwestią diakonatu kobiet, mediolański kardynał Carlo Maria Martini (często wymieniany jako kandydat na przyszłego papieża) zaproponował rozważenie możliwości reformy w tym zakresie. Przypomniał też, że celibat księży wprowadzono na mocy decyzji podjętej ongiś przez Kościół, którą można zmienić, a w udzielonym BBC wywiadzie nie krył zażenowania watykańskim zakazem udzielania komunii ludziom ponownie zawierającym małżeństwa i rozwiedzionym.

Przewodniczący Konferencji Episkopatu Niemiec, biskup Karl Lehman z Moguncji, poszedł jeszcze dalej, występując do Rzymu z oficjalną prośbą o zniesienie bądź złagodzenie owego rygorystycznego zakazu, decyzję w tym względzie pozostawiając sumieniu samych par. W odpowiedzi, na polecenie papieża, kardynał Ratzinger zakazał biskupom niemieckim podejmowania samodzielnych decyzji w tej sprawie. Za próbę zmiany papieskiego dekretu Lehmann poniósł karę - na konsystorzu w roku 1995 nie otrzymał kardynalskiego kapelusza.
W Wielkiej Brytanii kardynał Basil Hume (jeszcze jeden kandydat na papieża na ostatnim konklawe) nazwał miłość homoseksualną, którą encyklika “Veritatis splendor" zalicza do grzechów śmiertelnych, doświadczeniem wzbogacającym osobowość.

W styczniu 1995 roku wezwanego do Watykanu francuskiego biskupa Jacques'a Gaillota bez uprzedzenia pozbawiono diecezji za uparte opowiadanie się za małżeństwami księży, używaniem prezerwatyw przez nosicieli wirusa HIV oraz poszanowaniem trwałych związków homoseksualnych.
W obliczu masowych protestów przeciwko jego odwołaniu (Gaillotowi dano dwanaście godzin na złożenie “dobrowolnej" rezygnacji, lecz odmówił) przewodniczący Konferencji Episkopatu Francji, Joseph Duval, złożył w publicznej telewizji w Normandii następujące oświadczenie:

“Jest to autorytarna decyzja, nie do zaakceptowania przez społeczeństwo, a nawet przez Kościół. Wierni pragną konsultacji i dialogu. Tymczasem ostatnio mnożą się autorytarne posunięcia Watykanu, takie jak Katechizm Kościoła Powszechnego, encyklika o moralności (“Veritatis Splendor"), zakaz wyświęcania kobiet, zakaz udzielania komunii świętej rozwiedzionym i żyjącym w nowych związkach małżeńskich. Posunięcia te czynią z Kościoła organizację skostniałą, zamkniętą".

Rok później biskupi francuscy wydali broszurę na temat HIV, w której, wbrew sztywnemu stanowisku Rzymu, stwierdzają, że w niektórych przypadkach stosowanie prezerwatyw to “konieczność". Pogląd ten poparł jako wybór “mniejszego zła" nawet znany holenderski tradycjonalista, biskup Adrianus Simonis z Utrechtu.

W roku 1996 protegowany papieża, arcybiskup Christoph Schonborn z Wiednia, wybrany przez niego do poprowadzenia wielkopostnych rekolekcji w Watykanie, wyraził zbieżną opinię, stwierdzając: “Nie wolno dopuścić, by miłość niosła śmierć".
Naczelnym problemem tego pontyfikatu pozostaje sprawa demokracji we własnym domu. Czy Jan Paweł II, tak walczący o prawa demokratyczne w Polsce i na całym świecie, dalej będzie rządził Kościołem jak monarchią absolutną? - zastanawiało się wielu francuskich katolików w czasie afery z Gaillotem. Zdaniem byłego generała zakonu benedyktynów, biskupa Remberta Weaklanda z Milwaukee, Karol Wojtyła “ogromnie się obawia, aby do Kościoła nie wkradły się wolność i demokracja".

Papież odmawia wypowiedzi na ten temat. W opublikowanym w roku 1994 Podręczniku dla duchowieństwa podkreśla, że “fałszywe pojęcia demokracji niszczą hierarchiczną strukturę Kościoła, ustanowioną z woli Boskiego Założyciela". Niemniej problem ów ciągle narasta, także dlatego, że inne Kościoły chrześcijańskie wzięły się z nim, często z dobrym skutkiem, za bary. Również wielu katolików domaga się większego głosu w sprawach wiary.

Sposób sprawowania rządów przez Jana Pawła II praktycznie zahamował plany zbliżenia jego Kościoła z innymi Kościołami chrześcijańskimi, w których zasady demokracji urzeczywistniają specjalne zgromadzenia. Za jego pontyfikatu uczyniono wiele przyjacielskich gestów, ale żadnego istotnego postępu. Niemniej to właśnie głownie w Kościele katolickim zaczynają narastać wzajemne niechęci i urazy. Co miesiąc papież otrzymuje niepokojące raporty z Sekretariatu Stanu. Władcze metody sprawowania władzy przez Watykan przyspieszyły powstanie masowych ruchów opozycyjnych, wyrażających swe niezadowolenie przez akcje zbierania podpisów. “To my jesteśmy Kościołem!" - brzmi ich bojowe zawołanie. “O tym, co dotyczy wszystkich, powinni decydować wszyscy" - dodają. Są to protesty bez precedensu. W Austrii, gdzie na następcę kardynała Kuniga Jan Paweł II wyznaczył konserwatywnego kardynała Wiednia, Hermana Grora (w roku 1995, wskutek oskarżeń o pedofilię, musiał go odwołać), w przekazanej episkopatowi, podpisanej przez pół miliona wiernych petycji, oddolny ruch katolików zażądał rozpatrzenia sprawy celibatu księży, większej demokracji w Kościele i większego wpływu Kościoła lokalnego na mianowanie biskupów. (Biskupi są wybierani przez papieża z tajnej listy kandydatów, dostarczonej przez jego nuncjusza). Ruch protestacyjny rozszerzył się na Niemcy, Francję, Włochy, Belgię i Stany Zjednoczone. W Niemczech reformatorzy katoliccy zebrali pół miliona podpisów, a wydział teologii katolickiej w Tybindze publicznie wystąpił do Watykanu z apelem o zrehabilitowanie teologa Hansa Kunga, podkreślając, iż nigdy nie żądał pozbawienia go katedry za rzekome odstępstwa doktrynalne.

Amerykańscy katolicy wyrazili swoje zastrzeżenia ustami własnych hierarchów. W czerwcu 1995 roku ponad czterdziestu biskupów podpisało dwunastostronicowe oświadczenie, ganiące wtrącanie się Watykanu do polityki episkopatu Stanów Zjednoczonych. Sygnatariusze skrytykowali osłabianie przez Kurię roli Krajowych Konferencji Episkopatów i praktykę narzucania przez Rzym blisko miliardowi wiernych decyzji zawartych w dokumentach ogłaszanych bez żadnych konsultacji. “Już od kilku lat w watykańskich dokumentach o różnym stopniu ważności dokonuje się w powszechnym odczuciu systematycznej reinterpretacji dokumentów Vaticanum II, by poglądy reprezentowane tam przez mniejszość przedstawić jako rzeczywiste stanowisko Soboru" - napisali. Czarnym charakterem tej historii był dla nich niewątpliwie Karol Wojtyła.

Papież “coraz mocniej przypiera wiernych do muru i jeśli będzie robił to dalej, może doprowadzić do podziału w Kościele" - ocenia biskup Weakland.

W roku 1995 Jan Paweł II wyładował swój gniew na biskupach, “którzy skłonni są zaniedbywać się w obowiązku przestrzegania praktyk ustanowionych i popartych prawem kanonicznym". Oznaczało to, innymi słowy, dystansowanie się przez wielu z nich od zasad, z którymi się nie zgadzają.

Kryzys ten - kryzys nawet w oczach tych osób w Kościele, które podziwiają i zgadzają się z wieloma poglądami Jan Pawła II - widać również po zmniejszających się tłumach, jakie witają go w europejskich krajach podczas powtórnych wizyt. Na przykład w maju 1995 roku Praga przyjęła go obojętnie. Na odprawioną na miejskim stadionie mszę przybyło tylko sześćdziesiąt tysięcy wiernych, o dziewięćset czterdzieści tysięcy mniej niż w roku 1990. Kilka tygodni później, w Belgii, w mszy przed bazyliką w Koekelbergu uczestniczyło trzydzieści pięć tysięcy wiernych. Wizyta zorganizowana przez biskupów belgijskich trwała dwadzieścia cztery godziny. 4 czerwca w Brukseli, na spotkaniu papieża z dawnymi kolegami z Kolegium Belgijskiego w Rzymie (gdzie mieszkał w latach 1946-1948), kardynał Schotte gorzko poskarżył się obecnym: “Ojciec Święty pragnął przyjechać do Belgii na trzy dni, ale belgijscy biskupi nie chcieli gościć go tak długo".
Jan Paweł II jest coraz bardziej samotny - jako człowiek i jako głowa Kościoła.
__________________________________________________________

Źródło:
Red. Andrzej Dominiczak
Na podstawie doniesień agencyjnych i książki ,,Jego świątobliwość Jan Paweł II i nieznana historia naszych czasów".