piątek, 9 maja 2014

FiM – Sekrety papiestwa (2)


Eksperci od podsłuchów nie mieli wątpliwości, że Irena kochała się z Karolem i nie był to ich pierwszy raz…

Szpule w magnetofonach rejestrujących odgłosy dochodzące z mieszkania Ireny Kinaszewskiej beznamiętnie kręciły się dniami i nocami. Pewnego poranka dyżurny technik obsługujący obiekt na Krowoderskiej i spisujący notatkę lub stenogram (w zależności od operacyjnego znaczenia toczących się tam rozmów) z podsłuchu o mały włos nie spadł z krzesła.

Z pierwszych metrów taśmy usłyszał, że poprzedniego dnia wieczorem kobietę odwiedził bp Wojtyła wraz z nieodłącznym ks. Bardeckim. Żadna nowość… Rozmawiali o planach duszpasterskich, opracowywanych przez Irenę materiałach do kazań, komentowali bieżące wydarzenia, żartowali, a w trakcie pogawędki zjedli kolację. Normalka – technik był świadkiem wielu takich kolacji. Równie tradycyjnie ks. Bardecki wyszedł wcześniej. I nagle nastąpiło to…

Oto gdy Irena z Karolem zostali już sami, w pomieszczeniu zapadła dziwna cisza. Ktoś niewprawiony w eksploatacji podsłuchu być może przewinąłby taśmę dalej, ale funkcjonariusz mający tego dnia służbę był starym wyjadaczem. W pewnym momencie cisza zaczęła wręcz krzyczeć. Oficer wyłapywał z niej charakterystyczne odgłosy: przyspieszone oddechy, rytmiczne skrzypienie, zduszone okrzyki „och, Karol!”, itp. Nie miał wątpliwości, ale poprosił o konsultację innego specjalistę.

Technicy byli jednomyślni, że w kontrolowanym obiekcie doszło do fizycznego zbliżenia między obojgiem przyjaciół. Oficer sporządził najpierw zwyczajową notatkę, stanowczo określając sytuację „stosunkiem płciowym”. Przekazał ją naczelnikowi wydziału, po czym zabrał się za żmudne spisywanie stenogramu, w którym nie pomijał żadnego zasłyszanego szmeru, głośniejszego westchnienia ani jęku.

Taśmę z nagraniem zabezpieczono w krakowskim Wydziale Techniki Operacyjnej, a stenogram miejscowy Wydział IV (tzw. kościelny) przekazał do swojej centrali, czyli IV Departamentu MSW w Warszawie.

– Tam początkowo nie dowierzali. Rozkazali, żeby przesłać im taśmę. O ile mi wiadomo, była dokładnie badana na specjalistycznych urządzeniach. Warszawa zażądała następnie wszystkich wcześniejszych taśm, żeby ewentualnie wyłowić z nich niuanse mogące mieć jakieś znaczenie w kontekście tego najnowszego wydarzenia. To wszystko trwało ponad pół roku, ale konkluzje ekspertyz w pełni potwierdziły oceny naszych fachowców. Nikt nie miał wątpliwości: Irena kochała się z Karolem, zaś w pewnym sensie rutynowy przebieg zarejestrowanego aktu seksualnego świadczył, że nie mógł to być ich pierwszy raz. Do wcześniejszych zbliżeń dochodziło prawdopodobnie podczas licznych wspólnych wypraw kochanków na piesze wędrówki po górach lub w okresie, gdy Wojtyły jeszcze nie objęto tak ścisłą inwigilacją, a mieszkanie Ireny było bezpieczne – mówi płk M., były funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa i bezpośredni uczestnik wydarzeń.

Jego relację zweryfikowaliśmy w siedmiu niezależnych źródłach. „Twarde” potwierdzenie uzyskaliśmy od pięciu wciąż jeszcze żyjących oficerów peerelowskich służb specjalnych, oraz od „Giovanniego” i „Lajkonika” – współpracowników SB. Ludzi, którzy osobiście zetknęli się z dokumentacją związku Ireny i Karola, bądź odgrywali istotne role w tajnych operacjach bezpieki.

W okresie, kiedy uczucia między kochankami osiągnęły temperaturę wrzenia, kapitan P. był jeszcze dzieckiem, ale 20 lat później sprawował bardzo ważną funkcję naczelnika w Departamencie IV, nadzorując m.in. sprawę operacyjnego rozpracowania krypt. Triangolo (czyli trójkąt: Watykan, Kraków, MSW), której głównym „figurantem” był papież Jan Paweł II. Na zajmowanym stanowisku oficer ten miał dostęp do tajemnic najcięższego kalibru. Gdy ze stenogramem w ręku wysłuchał archiwalnego nagrania oraz zapoznał się z jego ekspertyzami, nie miał cienia wątpliwości, że taśma zarejestrowała seks:

– Specjaliści odsłuchujący przez lata takie nagrania potrafią odróżnić tupot myszy od kroków szczura, a co dopiero rozpoznać oddechy, westchnienia, okrzyki. Widział pan amerykański film „Głosy”? To nie była jeszcze ta technika, ale przez miesiące słuchania ekspert był w stanie odtworzyć ubiór podsłuchiwanej osoby po szeleście odzieży – tłumaczył dziennikarzowi „FiM”.

Wydarzenia w mieszkaniu Kinaszewskiej nie udało nam się precyzyjnie osadzić w czasie. Świadkowie tamtych dni są wszakże absolutnie pewni, że nastąpiło przed grudniem 1963 r., czyli datą objęcia przez 43-letniego wówczas Wojtyłę funkcji arcybiskupa metropolity krakowskiego.

– Ponad wszelką wątpliwość było to jesienią lub zimą 1959 r., zanim poważna choroba uniemożliwiła sprawowanie urzędu metropolicie abp.Eugeniuszowi Baziakowi, przez co biskup Wojtyła musiał zająć się zarządzaniem diecezją i ograniczył intensywność kontaktów z Ireną. Doskonale ten przełom w ich związku pamiętam – podkreśla były oficer z Wydziału Techniki krakowskiej SB.

Zaabsorbowany nowymi kościelnymi obowiązkami Karol przychodził na Krowoderską coraz rzadziej, ale wciąż chętnie. Jeśli przez dłuższy czas nie mógł Ireny odwiedzić, za pośrednictwem ks. Bardeckiego wymieniali sekretne liściki. Czasem czytała ich fragmenty na głos, więc również bezpieka wiedziała, że pamięta i tęskni… Gdy zdołał wyrwać się z kurii, czułościom nie było końca, ale kolejnych zbliżeń fizycznych podsłuch już nie zarejestrował. Często zdarzało się jednak, że ks. Bardecki wprowadzał stęsknioną Irenę tylnymi drzwiami na biskupie apartamenty, gdzie już nie było żadnej (nie)przyzwoitki…

Sytuacja stawała się niebezpieczna, bo choć specsłużby ograniczały się do rejestracji wydarzeń i nie podejmowały żadnych działań ofensywnych, to Wojtyłę zaczęło brać na języki nawet niewtajemniczone w podteksty otoczenie:

„Irena Kinaszewska podejrzewana jest o intymne związki z bpem Wojtyłą. O sprawie tej mówi się tylko w zaufaniu, żeby nie stała się publiczną tajemnicą (…). Irena często bywa u Wojtyły, bo ostatnio jest chory i ona cały czas się nim opiekuje, przepisuje mu prace naukowe i referaty” – sprawozdawał (a) bezpiece w marcu 1961 r. TW „Ewa

Po śmierci abpa Baziaka i mianowaniu Wojtyły metropolitą krakowskim, jego spotkania z Ireną stały się już incydentalne. Wpadał ukradkiem i jak po ogień. Zakochana kobieta ciężko to przeżywała. Zaczęła szukać pociechy w alkoholu i zbyt dużo mówić…

„Kontakty Wojtyły z Kinaszewską mogą postawić go w przyszłości w trudnej sytuacji, a nawet złamać mu karierę” – informowała w październiku 1966 r. TW „Targowska” o panującej w „Tygodniku Powszechnym” obyczajowej zgrozie.

Gdy w czerwcu 1967 r. ukochany Ireny wrócił z Rzymu jako kardynał, dramat się pogłębił.
– Piła coraz więcej, bo ich kontakty tete-à-te te niemal całkowicie ustały. On już przychodził tylko od wielkiego dzwonu, a jej wizyty w siedzibie kurii metropolitalnej miały wyłącznie charakter oficjalny. Ograniczali się w zasadzie tylko do listów wymienianych za pośrednictwem ks. Bardeckiego, mającego do Wojtyły swobodny dostęp. Zdarzały się takie dni, że kilkakrotnie kursował między kurią a Krowoderską w charakterze listonosza. Ale najciekawsze z naszego punktu… słyszenia było to, że w tajemnicy przed ściśle ją kontrolującym ks. Andrzejem Irena zaczęła porządkować papiery z myślą o spisaniu wspomnień – zauważa mjr A.

Kinaszewska miała dwóch „aniołów stróżów”: ks. Bardeckiego i początkującego prozaika Konrada S. (od 1971 r. także dziennikarz „Gazety Krakowskiej”). Na osobistą prośbę kard. Wojtyły zabezpieczali jej bieżące potrzeby oraz robili zakupy. Skąd wziął się ten drugi?

– Nieświadomy wielkiego rywala początkowo zalecał się do poznanej w „Tygodniu Powszechnym” Ireny. Później dał sobie spokój, ale pozostali serdecznymi przyjaciółmi. Wojtyła i Bardecki dokładnie go prześwietlili i zaufali, pozwalając Irenie spotykać się z S., żeby miała jakąś rozrywkę. Był jedynym „cywilem” dopuszczanym do wspólnych spotkań i choć facet wstąpił później do PZPR, regularnie bywał wraz z wielebnymi na Krowoderskiej. Specjalnie go nie naciskaliśmy. Chodziło o to, żeby Irena mogła z kimś gadać, bo sama do siebie jeszcze nie mówiła, a podsłuch u milczącej kobiety stawał się mało użyteczny – wyjaśnia płk M.

Dobrze to wymyślili, bo gdy spotkania kochanków stały się sporadyczne, Irena wypłakiwała się Konradowi S. w mankiet i czytała mu każdy nowy list przyniesiony przez ks. Bardeckiego. Na ogół pomijała wątki intymne, ale gdy miała „humorek”, bywało, że stawała się mniej ostrożna, upewniając ludzi z drugiej strony „drutów”, że Karol wciąż trwa w uczuciach.

Ponieważ „wojujący” Wojtyła sprawiał władzom coraz więcej kłopotów, w MSW zaczęli przemyśliwać, jak go zneutralizować kłopotami osobistymi. Chcąc mieć wszystkie atuty w garści, zainstalowali dodatkowy podsłuch (krypt. Tramp) u ks. Bardeckiego. No i pewnego razu ze ścian w mieszkaniu duchownego dobiegła bezpiekę informacja, że kard. Wojtyłę „drąży zatroskanie”, żeby SB nie dotarła do Ireny, wykorzystując jej coraz większe upodobanie do alkoholu. Od tej pory ks. Bardecki oraz red. S. pilnowali Kinaszewskiej codziennie i na zmianę, od wczesnego rana do wieczora.

W SB powstał wówczas iście szatański plan…

PS Odpowiadając na częste pytania Czytelników, na jakim froncie walczył w kampanii wrześniowej 1939 r. dziewiętnastoletni wówczas Karol Wojtyła, informujemy, że na żadnym, choć miał ukończony kurs żołnierski Legii Akademickiej, w jego szafie wisiało umundurowanie tej formacji, a w kieszeni nosił książeczkę służbową nr 10155. Mówiąc wprost: najzwyczajniej w świecie się zadekował.
__________________________________________________________________
Źródło:
FaktyiMity.pl Nr 40(500)/2009


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.