czwartek, 15 maja 2014

Antypapież Wojtyła


O tym jaki był JPII, zwany przez wielu Breżniewem Watykanu, świadczy wiele faktów. Doprawdy można by tu podać ich całe mnóstwo, m.in. zatajanie pedofilstwa duchownych. JPII oraz długoletni szef Kongregacji Nauki i Wiary, kard. Ratzinger wymagali bezwzględnego respektowania postanowień dwóch dokumentów.

Pierwszy z nich, to tajna instrukcja autorstwa kard. Alfreda Ottavianiego "Instructio De Modo Procendendi In Causis Sollicitationis", podpisana w 1962 roku przez papieża Jana XXIII, zakazująca ujawniania przypadków pedofilii pod groźbą klątwy dla ujawniających i nakazującą skłanianie ofiar do milczenia też pod groźbą klątwy. JPII bezwzględnie wymagał od swoich podwładnych respektowania tego aktu. Okres pontyfikatu JPII, to seria zatajania pedofilstwa duchownych. Ten problem był jedną z głównych przyczyn tego, że społeczeństwa takich krajów jak Francja czy Irlandia wyraźnie odeszły od religii. We Francji skala zjawiska jest taka, że na pedofila mówi się zwyczajowo "proboszcz'.

Drugi dokument - "Crimen sollicitationis", także wydany w 1962 r. W myśl litery opracowania należy niezwłocznie otoczyć opieką księdza, oskarżonego o seksualne wykorzystywanie małoletniego i przenosić go z parafii do parafii. Skandal seksualny musi być opanowany i pójść w zapomnienie a buntownicy i osoby,  które do  niego doprowadziły, zneutralizowani i ukarani. Skutkiem tego, zaszczuta rodzina ofiary musi opuścić miejscowość, w której mieszka, albowiem za sprawą agitacji z ambony, jest ona przedmiotem ostracyzmu ze strony wspólnoty lokalnej.

Istotny problem pedofilstwa duchownych jest także w USA. Tam nie udało się Watykanowi zataić problemu, co skutkowało olbrzymimi odszkodowaniami. W 2003 r. grupa adwokatów przygotowała nawet projekt uznania Kościoła katolickiego za organizację działającą jak struktury mafijne i jego delegalizację. Ciekawostka: papież BXVI w 2005 r. zwrócił się do prezydenta Busha z prośbą o list żelazny, który gwarantowałby mu, że w przypadku wizyty w USA nie zostanie aresztowany. Za co? Za to, że w 2001 r. (będąc jeszcze kardynałem) wysłał list do hierarchów, w którym zakazywał informowania władz świeckich o wynikach śledztw w sprawie księży-pedofilów w przypadkach, gdy nie upłynęło 10 lat od osiągnięcia pełnoletności przez ofiary. W Teksasie odbywa (odbywał?) się proces w tej sprawie (namawianie do krycia przestępcy).

O wątpliwym autorytecie Wojtyły świadczyć również mogą kontrowersyjne procesy beatyfikacyjne i kanonizacyjne, których dokonał:

Pius IX, który jest dla większości historyków symbolem czarnego wstecznictwa. Jako ostatni władca Państwa Kościelnego zapisał się okrucieństwem. Jako następca ,,św. Piotra" odgrodził Kościół od zmieniającego się świata. Wydał encyklikę, w której potępiał postęp, liberalizm i nowoczesną cywilizację. To on ogłosił, że papież jest nieomylny. Kiedy odprawiano mszę, na której proklamował tą bzdurę, zdarzyło się coś zastanawiającego: w Bazylikę Św. Piotra uderzył piorun!  

- Alojzij Stepinac, chorwacki kardynał. Arcybiskup Stepinac przez cztery lata masakr współpracował z ustaszami. Po wojnie został skazany na 16 lat więzienia za popieranie ustaszowskiego ludobójstwa i udział w spisku antypaństwowym. Wyszedł na wolność po 5 latach. Został następnie mianowany przez papieża kardynałem. JPII, papież-antykomunista, w 20-lecie swego pontyfikatu wyświęcił kardynała, uczynił zeń chorwackiego patriotę i męczennika komunistycznego dyktatu.

- Jose de Anchieta (beatyfikacja 1980), jezuita, który głosił dewizę: "Miecz i żelazny pręt to najlepsi kaznodzieje". Odpowiedzialny za ludobójstwo Indian Ameryki Południowej w XVI w. JPII wynosząc go na ołtarze, nazwał go "apostołem Brazylii, wzorem dla całej generacji misjonarzy".

- Jan Sarkander, zasłynął przez swoją działalność kontrreformacyjną. Katolicy w Czechach, będący w mniejszości, chcąc podnieść swoją pozycję społeczną starali się o wsparcie wojsk papiesko-cesarskich. Jan Sarkander napisał w tej sprawie list do polskiego króla Zygmunta III Wazy, prosząc o zbrojne wsparcie czeskich katolików. Prośba została spełniona i do Czech wysłano lisowczyków, którzy palili i rabowali, a ostatecznie też przyczynili się do rozbicia szlachty czeskiej, w bitwie pod Białą Górą, po której wymordowano wziętych do niewoli jeńców czeskich. Papież Pius IX ogłosił Sarkandera błogosławionym w 1859 r. 21 maja 1995 r., w Ołomuńcu JPII kanonizował go, co negatywnie odebrali Czesi, również katolicy. 

Matka Teresa z Kalkuty, jej działalność została przereklamowana ona sama zaś charakteryzowała się bardziej gwiazdorstwem niż miłosierdziem. Należy zacząć od tego, że w Kalkucie są dużo skuteczniejsze instytucje charytatywne - Związek Kobiet Bengalu czy Ratownicy Kalkuty. O Matce Teresie mówiono, że była katolicką fanatyczką, która chrzciła nieświadomych nędzarzy na siłę, zanim umarli. Umierającym w cierpieniach odmawiano pomocy lekarskiej, a nawet podawania środków przeciwbólowych bowiem Matka Teresa uważała, że cierpienie jest piękne (niemiecki "Stern" z 1998 roku). Pisarka z Lipska Else Bushheuer włączyła do swojej książki "Calcutta - Eilenburg - Chinatown" swój pamiętnik, w którym pisze o przytułku Matki Teresy w którym pracowała: "Kobiety czołgają się po kamiennej podłodze jak dżdżownice, ze czterdzieści naraz, jak zwierzęta, półnagie, oblepiając się brudem, z ogolonymi głowami. "Nieważne co robimy, jeśli robimy to z miłością" - powiedziała Matka Teresa. Ale tu nie ma śladu miłości. "Gdybym miała aparat, zrobiłabym teraz zdjęcie i wysłała je do Amnesty International". Londyński lekarz Arouop Chatterjee interesujący się jej działalnością wylicza kłamstwa i manipulacje Matki Teresy. Twierdzi np., że jednym z głównych celów ośrodków, które Misjonarki Miłości prowadzą jest nawracanie ludzi na katolicyzm. Oskarża też Misjonarki Miłości o brudną działalność finansową (pieniądze mające iść na cele charytatywne idą na cele polityczne itp.). Obłudę Matki Teresy (i preferowanie bogatych) ma ukazywać fakt iż w Irlandii w 1996 roku, przed referendum agitowała przeciwko prawu dopuszczającemu rozwody, natomiast przyjaźniąc się z księżną Dianą. poparła jej rozwód, mówiąc: "to dobrze, że już po wszystkim. I tak nikt nie był szczęśliwy" (Ladies Home Journal). Fanatycznie walczyła z aborcją. Krytykę prasy sprowadziła na nią jej reakcja w sprawie tysięcy kobiet z Bangladeszu gwałconych przez pakistańskich żołnierzy. Te, które przeżyły usłyszały od niej zamiast pocieszenia jedynie moralne treści potępiające aborcję. Christopher Hitchens (brytyjski dziennikarz) twierdzi, że część datków, ofiarowanych przez darczyńców na budowę ośrodków medycznych, Matka Teresa przeznaczała na cele misjonarskie. Od czasu filmu Hitchensa zakonnice nie rozmawiają z niekatolickimi dziennikarzami. JPII beatyfikował ją 19 października 2003 roku.

Kolejne zarzuty pod adresem JPII, to poparcie dla krwawych dyktatorów, kierowanie do kobiet napomnienia, by rodziły poczęte przez gwałt i upośledzone genetycznie dzieci lub bezwzględny zakaz stosowania prezerwatyw, również tam, gdzie epidemia AIDS przybiera zatrważające rozmiary zagrażające wyniszczeniem całych narodów (w tej kwestii wypowiedział się niegdyś kierownik Papieskiego Instytutu ds. Małżeństwa i Rodziny, mówiąc: jeśli zainfekowany wirusem HIV małżonek nie jest w stanie zachować dożywotniej pełnej wstrzemięźliwości, lepiej będzie jeśli zainfekuje swą żonę, niżby miał stosować prezerwatywy, albowiem uszanowanie wartości duchowych, takich jak sakrament małżeństwa, należy przedłożyć nad dobro życia). Każdego roku nauki JPII w kwestii seksualizmu człowieka, przyczyniają się do śmierci dziesiątków, a może setek tysięcy ludzi, zakazując katolikom używania prezerwatyw. Podczas gdy miotane przez niego groźby są przez większość wiernych w pierwszym świecie uważane za kompletny nonsens i ignorowane, w krajach, w których w praktyce nie ma dostępu do alternatywnych źródeł informacji, gdzie kobiety korzystają z niewielu praw, każde papieskie potępienie stosowania środków antykoncepcyjnych skazuje tysiące ludzi na chorobę i śmierć. Nie ma wątpliwości, papieżowi leżał na sercu los chorych na AIDS. We Włoszech publicznie obejmował cierpiących na tę śmiertelną chorobę ludzi, a w San Francisco ucałował zarażone wirusem HIV dziecko. Na nieszczęście milionów ludzi, papież wykorzystywał tą siłę, by nieść śmierć.

Uczenie ludzi bezpiecznych form współżycia seksualnego to zdaniem Watykanu "niebezpieczna i niemoralna polityka, mająca oparcie na błędnej teorii, w myśl której kondom może skutecznie zabezpieczać przez zarażeniem się AIDS". Wychowanie seksualne, zwłaszcza w odniesieniu do epidemii AIDS, jest zdaniem Kościoła ciężkim nadużyciem. W roku 1995, gdy jeden z francuskich biskupów wezwał nosicieli śmiertelnego wirusa, by używali prezerwatyw, papież bezzwłocznie usunął go z zajmowanego stanowiska. We wrześniu 1999 roku Watykan wykorzystał swój szczególny status w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ do zablokowania po raz kolejny program planowania rodziny i zapobiegania AIDS.

W Afryce żyje około 122 milionów katolików. We wszystkich krajach, które odwiedzał papież, tłumaczył wiernym, że jedyną akceptowalną formą planowania rodziny jest ścisłe przestrzeganie abstynencji seksualnej. Nigeryjczykom powiedział, że wyzyskiwanie ludzi ubogich i niewykształconych stanowi przestępstwo przeciwko "boskiemu dziełu". Tymczasem sam wykorzystywał ludzką biedę i niewiedzę, by tym skuteczniej przekonywać do rezygnacji ze stosowania prezerwatyw oraz upowszechniać wśród mas "watykańską ruletkę.

Wielu afrykańskich biskupów zdaje sobie sprawę z tego, że stanowisko poprzedniego jak i obecnego papieża jest absurdalne i prywatnie, bez zbędnego rozgłosu, stara się zmniejszyć wpływ Magisterium na postępowanie kobiet i mężczyzn w swoich krajach. Jednocześnie jednak biskupi ci doskonale rozumieją, że w odróżnieniu od hierarchów w wielu bogatszych krajach, są całkowicie uzależnieni od watykańskich dotacji. Wiedzą dobrze, że oni sami i ich kościoły będą mogły przetrwać tylko pod warunkiem, że będą dokładnie wykonywać papieskie polecenia. Tak więc w Zambii, Malawi, Kenii, Tanzanii i Ugandzie - w krajach, w których odnotowuje się największą w świecie liczbę zachorowań na AIDS, biskupi zakazują wiernym stosowania prezerwatyw. Najgorętsi zwolennicy papieża posuwali się wręcz do sugestii, że kondomy sprzyjają zarażeniu się AIDS, selektywnie przepuszczając wirusa przez mikrootwory w lateksowej powłoce. Każda publiczna wypowiedź biskupów cofa nas w czasie o kilka lat, niwecząc skutki wielu lat edukacji społecznej na temat AIDS i sposobów zapobiegania zarażeniu. Mężczyźni szukający wymówek dla swoich niebezpiecznych praktyk seksualnych chętnie powołują się na kościelne nauczanie. Ludzie, którzy używają kondomów, oficjalnie temu zaprzeczają, przez co wiedza o bezpiecznym seksie szerzy się wolniej niż epidemia.

Poważnym zarzutem może być fakt, ze doprowadził do wzrostu znaczenia Opus Dei. Zresztą jego sympatie do tej organizacji wcale nie dziwią, jeśli wziąć pod uwagę to, ze został papieżem dzięki wydatnej pomocy Opus Dei oraz CIA. Wielu postronnych wprawił w osłupienie, gdy następnego dnia po konklawe położył się krzyżem przy grobie Escrivy (założyciela Opus Dei). Związki JPII z CIAnie budzą żadnych wątpliwości. Od początku pontyfikatu papież był jednym z trybów w machinie do walki z komunizmem. Doniesienia te zostały potwierdzone w filmie dokumentalnym BBC przez takie niezaprzeczalnie wiarygodne osoby jak m.in. generał Vernon Walters, były zastępca dyrektora CIA i Richard Allen, doradca ds. bezpieczeństwa prezydenta Reagana. Walters opowiedział, w jaki sposób JPII został zwerbowany do współpracy z CIA i "Białym Domem", podczas gdy Allen chwalił współpracę pomiędzy przywódcą Kościoła katolickiego i jedynym mocarstwem światowym. Określił ją jako "najwspanialszą tajną operację naszych czasów".

Wielu zarzuca Watykanowi za pontyfikatu JP2 skrajny fiskalizm. A tu lwia część dochodów płynęła (i wciąż płynie) z zysków uzyskanych ze sprzedaży środków antykoncepcyjnych, produkowanych przez Instituto Farmacologico Serono, który wypuszcza na rynek niezwykle dochodowy preparat o nazwie "luteolas". Na marginesie należy wspomnieć, ze pigułkę antykoncepcyjną wynalazł Amerykanin, Stanley Rock (nomen omen skala, opoka!), praktykujący... katolik. Swoją drogą trzymając się kurczowo średniowiecznych dogmatów, Kościół potrafi bez żalu pożegnać logikę, bo występując przeciw antykoncepcji sam przyczynia się do wzrostu liczby aborcji! Innym intratnym źródłem dochodów były procesy beatyfikacyjne oraz kanonizacyjne. A tych za pontyfikatu było co nie miara. Zresztą same liczby mówią same za siebie: w latach 1000-1980 kanonizowano ok. 420 osób. JPII w czasie swojego pontyfikatu kanonizował ok. 500 osób. Naświęcił więcej niż wszyscy pozostali papieże razem wzięci. W nieco ponad dwie dekady dokonał tego czego inni nie dokonali w tysiąc lat.

Natomiast co do pielgrzymek, to w głównej mierze miały one jeden określony cel - w żargonie naukowym często określa się go mianem "prania mózgu". Papieskie tournee po niemal wszystkich krajach świata było w rzeczywistości przedsięwzięciem czysto politycznymi, mającym na celu osłabienie tkanki społeczeństw świeckich i umocnienie pozycji watykańskiej teokracji.

Kolejnym poważnym zarzutem wysuwanym przeciw Wojtyle jest umocnienie absolutyzmu w Watykanie. JPII nie tylko nie zdobył się na decentralizację władzy kościelnej, lecz zrobił wszystko, by umacniać centralizm i absolutyzm w Kościele. Ogłosił na przykład, że kościelne przepisy kanoniczne są rozkazami Boga. Częstokroć wzmacniał tradycję zrównywania papieskich decyzji z mocą samej Biblii. Tak uczynił 12 listopada 1988 r., gdy podczas kongresu na temat teologii etycznej Opus Dei, ogłosił, że poglądy etyczne zawarte w encyklice "Humanae vitae" staną się od tej chwili częścią doktryny katolickiej. Etyka encykliki została zrównana z takimi naukami Biblii jak zmartwychwstanie czy odkupieńcza śmierć Jezusa. Papież uczynił to prawdopodobnie w odpowiedzi na słaby stopień akceptacji względem niektórych rozwiązań przyjętych w encyklice.

Aby uzmysłowić sobie, jak mizernie wypada w tej kwestii JPII, wystarczy przypomnieć jego poprzednika, Jana XXIII, który zawsze był przeciwny najwyższej mocy papieskich rozporządzeń. Papież ten mawiał, że nigdy nie będzie przemawiać "ex cathedra", chcąc w ten sposób osłabić dogmat o nieomylności papieskiej. W przeciwieństwie do Jana XXIII, JPII wprowadził wewnętrzną cenzurę w Kościele (w "Instrukcjach dotyczących pewnych aspektów wykorzystywania społecznych środków przekazu" z 30 marca 1992 r.). Odtąd wszyscy kapłani i zakonnicy obowiązani są przedstawiać do wcześniejszego sprawdzenia specjalnej "komisji do spraw wiary" przy episkopatach krajowych książki i publikacje, które zamierzają wydać. Proponowana pozycja jest badana i jeśli uzyska zgodę na publikację, zawiera specjalną adnotację "za zgodą Kościoła". Pisarze i wydawcy katoliccy, którzy naruszą te instrukcje, narażą się oprócz upomnienia, na surowe sankcje.

Działania centralistyczne umocniło wydanie nowego Katechizmu powszechnego. Nowy kodeks traktuje nieakceptowanie niektórych nauk papieskich jako przestępstwo (kanon 1371, nr 1). Zapis ten wprowadzony został do kodeksu w ostatniej chwili na życzenie papieża, bez żadnej konsultacji z międzynarodową komisją, która opracowała nowy kodeks.

Wielce niegodnym było przybranie przez Wojtyle imienia swojego poprzednika, Jana Pawła I. Gdyby nie przedwczesna śmierć "Uśmiechniętego papieża", dziś Kościół z dużym prawdopodobieństwem wolny byłby od wszelkiej patologii, która go powoli zżera. Jako jedyny papież wierzył w Kościół ubogi i dla ubogich, i od chwili wyboru opracowywał plany zmian organizacyjnych i personalnych. Był orędownikiem samoopodatkowania się Kościoła i przekazywania zgromadzonych funduszy na cele charytatywne. Był zwolennikiem akceptacji instytucji rozwodu i konkubinatu, a także liberalizacji stanowiska Kościoła względem sztucznych środków regulacji narodzin. O Albino Lucianim można by jeszcze wiele mówić. Niestety, ale dla wewnętrznych frakcji działających w Watykanie (m.in. loża masońska P2) oraz dla kręgu osób związanych z Bankiem Watykańskim, Jan Paweł I był bardzo niewygodny. Fakt, iż jego pontyfikat trwał tylko 33 dni jest wielce sugestywny.

Jego następca dal się poznać jako ortodoksyjny dogmatyk, szowinista, marionetka w ręku Opus Dei, zwolennik reżimów dyktatorskich w Ameryce Południowej i Afryce, oponent teologii wyzwolenia... Ot, takie było prawdziwe oblicze JPII. Ludzie nie rozumieją, że Kościół całą moralność poświęca dla celów swojej władzy. Papież zdołał zmusić wiernych do uprawiania kultu pięknych słów, marzeń i nadziei. A jako ze miał talent aktorski oraz swadę, to umiejętnie zasiewał dogmatyzm w sercach bezkrytycznych mas.

Kościół w XX w. miał niepowtarzalną szansę, aby odnaleźć się w globalizującym się świecie, bez uszczerbku dla swych elementarnych zasad doktrynalnych. Tą szansą był wybór Albino Lucianiego na papieża - Jana Pawła I. Jednak jego przedwczesna śmierć po zaledwie 33 dniach pontyfikatu, była jednocześnie gwoździem do trumny dla Kościoła, który powoli zmierza ku swemu upadkowi. Jako jego następcę wybrano ortodoksyjnego dogmatyka o zaletach i umiejętnościach interpersonalnych, które stanowiły idealne narzędzie dla popleczników Wojtyły, czyli Opus Dei i CIA. Dla tych pierwszych był on gwarantem uzyskania szerokich wpływów m.in. politycznych (zauważalne dziś w Polsce) i ekonomicznych. Dla tych drugich - narzędziem do walki z ZSRR podczas Zimnej Wojny oraz "pośrednikiem" intratnego handlu bronią z reżimami dyktatorskimi, z którymi JPII trzymał sztamę. Zakłamanie, tak wszechobecne podczas pontyfikatu naszego papieża, towarzyszyło aż do jego ostatnich dni, albowiem prawdziwa data śmierci, to 31 marca, a nie 2 kwietnia. Ten fakt jest również wielce sugestywny...

A TO FAKTY W PUNKTACH:
  1. Wzrost potęgi Opus Dei  
  2. Współpraca z CIA
  3. Zatajanie pedofilstwa duchownych
  4. Zwalczanie teologii wyzwolenia  
  5. Pochwała konkwisty
  6. Działalność antysoborowa  
  7. Pozorny ekumenizm  
  8. Umacnianie absolutyzmu  
  9. Zakaz antykoncepcji  
  10. Zakaz aborcji i eutanazji
  11. Utrzymywanie fikcyjnego celibatu duchowieństwa  
  12. Ortodoksyjny dogmatyzm  
  13. Masowa produkcja błogosławionych i świętych  
  14. Kontrowersyjne wyświęcenia  
  15. Doprowadzenie do absurdu kultu "bogini" Maryi  
  16. Kult zdrajcy św. Stanisława  
  17. Kult jednostki  
  18. Centralizacja Kościoła
  19. Nakłanianie kobiet do rodzenia upośledzonych genetycznie oraz pochodzących z gwałtu dzieci
  20. Utrzymywanie przyjacielskich relacji z afrykańskimi i południowo-amerykańskimi dyktaturami
  21. Szowinizm  
  22. Homofobia  
  23. Interesy z organizacjami mafijnym
_____________________________________________________________________
Źródło: onet.pl  20.02.2009

poniedziałek, 12 maja 2014

FiM – Ukryta rodzina Wojtyły


Gdy wieloletnia towarzyszka życia Karola Wojtyły urodziła syna, u jej boku pojawił się nagle asystent kościelny, a mąż kobiety poczuł się w domu intruzem…

W 1990 r. na cmentarzu Rakowickim w Krakowie pochowano kobietę. Choć nie była zakonnicą, jej ciało złożono w monumentalnym grobowcu Zgromadzenia Sióstr Augustianek. Urzędniczka Zarządu Cmentarzy Komunalnych sprawdza w archiwum i potwierdza, że taki fakt miał miejsce. Nie może jednak zrozumieć, dlaczego – oprócz nazwiska, imienia oraz daty śmierci – w dokumentacji nie ma absolutnie żadnych innych danych dotyczących tajemniczej kobiety.

– To doprawdy zdumiewające. Według bezwzględnie obowiązujących procedur, w aktach powinna być przechowywana karta zgonu zawierająca m.in. pełne personalia zmarłego, jego ostatni adres, informację o przyczynie śmierci i adnotację urzędu stanu cywilnego o zarejestrowaniu zgonu. Pracuję tu wiele lat, ale jeszcze nie zetknęłam się z przypadkiem, żeby kogoś pochowano bez tego dokumentu. Czy mógł zniknąć z akt już po pogrzebie? Być może, tylko po cóż ktokolwiek miałby się w czymś takim babrać?! – odpowiada pracownica ZCK, zdziwiona absurdalnym pytaniem dziennikarza „FiM”.

Urzędniczka nie wie, że usunięciem wszelkich śladów po zmarłej 30 sierpnia 1990 r. Irenie Kinaszewskiej było zainteresowanych kilku dostojników kościelnych oraz grono najbardziej zaufanych współpracowników papieża Jana Pawła II

Z inskrypcji na bocznej ścianie grobowca augustianek dowiadujemy się, że Irena spoczywa tu obok rodziców legendarnego, niesłychanie niegdyś wpływowego księdza Andrzeja Bardeckiego. Skąd taki zaszczyt dla skromnej i podobno nic nieznaczącej byłej sekretarki „Tygodnika Powszechnego”, w którym ks. Andrzej przez niemal pół wieku sprawował funkcję tzw. asystenta kościelnego z ramienia krakowskiej kurii metropolitalnej?

Przypomnijmy, że zmarły w 2001 roku kapłan był najserdeczniejszym przyjacielem i powiernikiem Karola Wojtyły (stokroć mu bliższym niżStanisław „przynieś, wynieś, pozamiataj” Dziwisz), pilnie strzegącym, by tajemnica jego wieloletniego romansu z Ireną nigdy nie wydostała się na zewnątrz. Gdy Wojtyła został Janem Pawłem II, ks. Bardecki odwiedzał tę kobietę niemal codziennie. Zabierał ze sobą na wakacje, a czasem nawet zawoził do Rzymu… Opiekował się i kontrolował, żeby pod wpływem nadużywanego alkoholu nie ujawniła sekretu, ograniczał jej kontakty z nieznajomymi, przechowywał listy pisane do niej przez księdza, biskupa, aż wreszcie kard. Wojtyłę, był celem tajnych operacji peerelowskiej Służby Bezpieczeństwa usiłującej wykraść mu ową korespondencję… Krótko mówiąc: ks. Bardecki trzymał w ręku i pochował obok swoich rodziców klucz do świętości przyszłego santo subito…

Spośród świadków znających najintymniejsze szczegółypotajemnego związku Ireny i Karola żyją już tylko oficerowie SB, którzy inwigilowali i podsłuchiwali tę parę, bowiem w grudniu 2008 r. swoją wiedzę zabrał do grobu (w wieku niespełna 64 lat) Adam – syn Ireny.

Bezpieka zawsze podejrzewała, że jest on owocem tego związku.
– To nie było jakieś nagłe zauroczenie z szybkim „numerkiem” i żalem już za chwilę. Wojtyłę bardzo do niej ciągnęło. A jak traktował jej syna! Jak swojego, choć Adam mówił do niego „wujku” – opowiadał nam przed laty oficer specsłużb nie mogący odżałować, że w okresie jego aktywności zawodowej genetyka dopiero raczkowała i nie znano w Polsce innych metod badania pokrewieństwa niż analiza krwi (por. „Och, Karol” – „FiM” 36/2002).

Dwa lata przed śmiercią mieszkający na stałe w Gdańsku Adam udzielił lokalnej gazecie wywiadu. Wspominając swoje ostatnie prywatne spotkanie z JPII, kiedy to późnym wieczorem 25 kwietnia 2004 r. zjedli razem kolację w apartamentach papieskich, stwierdził m.in., że poznał „wujka” w wieku lat 12 (tzn. w 1956 r., choć ks. Wojtyła był wówczas etatowym pracownikiem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego – dop. red.). Opowiadał, jak na życzenie matki został jego ministrantem i towarzyszył mu później w letnich eskapadach, podczas których pływali jednym kajakiem. Pamiętał też częste wizyty „wujka” w domu i wspólne kolacje wigilijne, których rodzinna atmosfera najwyraźniej odpowiadała Wojtyle bardziej niż kościelne oficjałki.

„Wychowywałem się bez ojca i wujek był dla mnie jak najwyższa instancja, do której odsyłała mnie matka. On był lekarstwem na młodzieńczą głupotę. Od niego dostałem pierwszy zegarek i pierwszy magnetofon” – podkreślił Adam.

Okazuje się, że zapomniał lub nie chciał ujawnić kilku bardzo istotnych okoliczności...

Po żmudnych poszukiwaniach odnaleźliśmy w Krakowie Zbigniewa K.– byłego męża Ireny i oficjalnego ojca jej syna. Ojca, bez którego jakoby wychowywał się Adam, ciesząc się zastępstwem przydzielonego mu przez matkę „wujka”.

Mimo swoich 91 lat mężczyzna ten wciąż jeszcze zachowuje trzeźwość umysłu i wiele rzeczy pamięta:
– Poznałem się z Ireną podczas okupacji. Pracowaliśmy oboje w Energetyce, a skojarzyła nas jej koleżanka. Pobraliśmy się bardzo szybko i zamieszkaliśmy w dwóch pokojach z kuchnią przy ul. Długiej. Wkrótce urodził się Adam. Nie zdążył jeszcze pójść do szkoły, gdy Irena nieoczekiwanie zmieniła pracę i przeszła do „Tygodnika Powszechnego”. Nie wiem, kto jej to załatwił, w każdym razie jakieś dwa, trzy lata po narodzinach Adama pojawił się nagle u boku Ireny i zaczął jej nieustannie towarzyszyć ks. Bardecki, a później także kardynał. Czułem się w tym towarzystwie intruzem – wspomina pan Zbigniew.

Co ciekawe: choć z widocznych w jego domu symboli wynika, że jest człowiekiem głęboko religijnym, podczas trwającej ponad godzinę rozmowy z dziennikarzem „FiM” ani razu nie użył w stosunku do JPII określenia „papież” bądź „ojciec święty”. Za każdym razem nazywał go „kardynałem” lub po prostu „Wojtyłą”.

– Stopniowo oddalaliśmy się z Ireną od siebie, ale dopiero mniej więcej po pięciu latach małżeństwa postanowiliśmy wziąć rozwód. Byłem systematycznie odsuwany od syna i wszelkimi sposobami buntowała go przeciwko mnie. Adam tęsknił, więc spotykaliśmy się ukradkiem, ale gdy kiedyś dowiedziała się, że był u mnie na obiedzie, zrobiła mu straszną awanturę i zakazała jakichkolwiek dalszych odwiedzin. Nie wiem, jaką rolę odgrywali w tym wszystkim ks. Bardecki i kardynał, ale nie wydaje mi się, żeby pozytywnie wpływali na Irenę. Choć przecież była już rozwódką, na każde wakacje zabierali ją razem z Adamem w góry. Mieli tam lokum u jakichś zakonnic. A jestem przekonany, że gdyby tylko chcieli, bez trudu zdołaliby nakłonić matkę, aby pozwoliła synowi utrzymywać kontakty z ojcem – twierdzi nasz rozmówca.

Były mąż Ireny opowiedział nam jeszcze o wielu interesujących epizodach z życia jej syna. Nie będziemy ich tu opisywać, bowiem dotyczą całkiem już prywatnej sfery życia osobistego podopiecznego santo subito. Odnotujmy jedynie fakt, że Adam rozwiódł się ze swoją pierwszą żoną Grażyną, co niespecjalnie dobrze świadczy o metodach wychowawczych „wujka”, który osobiście udzielał Adamowi ślubu w kaplicy na Wawelu , oraz o sile oddziaływania wypowiadanych tam wówczas przez celebranta kościelnych zaklęć…
___________________________________________________________________
Źródło:
FaktyiMity.pl Nr 35(495)/2009

niedziela, 11 maja 2014

FiM – Tajemnice papiestwa (6)


Nikt w Polsce nie zaryzykuje postawienia przed sądem ludzi z byłych specsłużb za tajne operacje przeciwko Janowi Pawłowi II. Dopóki żyją świadkowie tajnego romansu santo subito…

Wydarzenia z października 1984 r. unicestwiły wszelkie plany SB dotyczące Ireny i Karola, bowiem najważniejsi konstruktorzy oraz wykonawcy misternych kombinacji zostali aresztowani bądź zdymisjonowani. Co stało się wówczas z przechowywanymi w sejfie dyrektora Departamentu IV gen. Płatka taśmami i stenogramami z podsłuchu w mieszkaniu Kinaszewskiej, „duplikatem” jej pamiętników oraz filmem, w którym zagrała główną rolę?
– Generał doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że lada dzień znajdzie się za burtą. To był bardzo skrupulatny facet. Do późnych godzin nocnych przesiadywał w swoim gabinecie i selekcjonował akta, przygotowując je dla następcy. 29 października 1984 r. poprosił o przyniesienie do gabinetu posiłku ze specjalnej „generalskiej” stołówki. Zjadł kilka kęsów i przerwał, bowiem miał na linii pilny telefon. Rozmawiał mniej więcej kwadrans, więc obiad już wystygł. Chwilę później doznał ataku bólu i torsji… Nastąpiła krótkotrwała utrata przytomności, interweniowało pogotowie ratunkowe. Ktoś chciał go odesłać do domu w worku. Bardzo łatwo można byłoby to przykryć próbą samobójczą, bo miał wiele powodów do desperacji – wspomina mjr K.pełniący wówczas obowiązki oficera dyżurnego Departamentu IV.

Cztery dni po „gastronomicznym” incydencie zawieszony już w czynnościach gen. Płatek protokolarnie przekazał zawartość sejfu płk. Czesławowi Wiejakowi – zastępcy szefa Służby Bezpieczeństwa gen. Władysława Ciastonia, który osobiście akceptował wszystkie plany operacji SB dotyczące Jana Pawła II.
– Płatek nie musiał wtajemniczać Wiejaka w znaczenie papieskich „relikwii”, bo ten przez 5 lat był u nas wicedyrektorem, a wcześniej (zanim jeszcze Wojtyła został papieżem) – naczelnikiem Wydziału I nadzorującego rozpracowania biskupów. Historię romansu Ireny i Karola znał więc na wylot – zauważa płk. J.zajmujący w 1984 r. jedno z najbardziej kluczowych stanowisk w Departamencie IV. Nasz rozmówca zaliczał się niegdyś do ścisłego grona wtajemniczonych, jednak wyraźnie unika jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy „relikwie” jeszcze istnieją.

– Po likwidacji Departamentu IV większość dokumentacji operacyjnej zniszczono, ale pewną część przejął Urząd Ochrony Państwa, więc niewątpliwie zachowały się w archiwach i należy ich szukać w IPN-ie. Jedną z kopii filmu nakręconego w Krakowie przez ekipę kpt. P. i przetworzonego później na „wywiad z Kinaszewską” posiadał płk. B., najbardziej zaufany współpracownik i niemalże przyjaciel Płatka. Taśmy i stenogramy z „techniki” były też w rękach gen. S. Jeśli zaś chodzi o wszelkie oryginały, to ostatnim człowiekiem, u którego je widziałem, będąc jeszcze w „firmie”, był właśnie Wiejak. Co z nimi zrobił, nie wiem i nie chcę wiedzieć. Proszę to wyraźnie podkreślić, bo doprawdy nie szukam kłopotów – zastrzega płk J.

Jeśli chodzi o prywatne archiwum Kinaszewskiej (listy od Wojtyły i wspólne zdjęcia) przechowywane za jej życia przez ks. Andrzeja Bardeckiego, sprawa jest prostsza. Wiadomo, gdzie je ukryto, i nie ma cienia wątpliwości, że nigdy nie zostaną ujawnione. Po śmierci Ireny wszystkie posiadane przez nią kiedyś pamiątki i dokumenty ludzie kard. Franciszka Macharskiego przewieźli w zapieczętowanej skrzyni do nuncjatury apostolskiej w Warszawie, skąd wysłano ją pocztą dyplomatyczną do Watykanu.

„Stasiu [Dziwisz] o wszystko zadbał” – mógł już wyznać z ulgą ks. Bardecki, gdy wspólnie ze swoim starym znajomym – płk. M.z krakowskiej SB – wspominali lata wyrafinowanej gry, w której stawką były losy papiestwa. Czy „Stasiu” zadbał również o to, żeby zatrzeć ślady po zmarłej 30 sierpnia 1990 r. Kinaszewskiej, ukrywając jej ciało w grobowcu zgromadzenia sióstr augustianek na cmentarzu Rakowickim w Krakowie?

O zaangażowaniu w ten tajny pochówek kogoś niezwykle wpływowego świadczy fakt, że wbrew bezwzględnie obowiązującym procedurom, oprócz nazwiska, imienia oraz daty śmierci w archiwum Zarządu Cmentarzy Komunalnych nie ma żadnych innych danych dotyczących tajemniczej kobiety.
– To doprawdy zdumiewające. W aktach powinna być przechowywana karta zgonu zawierająca m.in. pełne personalia zmarłego, jego ostatni adres zamieszkania, informację o przyczynie śmierci i adnotację urzędu stanu cywilnego o zarejestrowaniu zgonu. Pracuję tu wiele lat, ale jeszcze nie zetknęłam się z przypadkiem, żeby kogoś pochowano bez tego dokumentu – podkreśla urzędniczka ZCK.

IPN szarpie dzisiaj bezpieczniackie płotki, które dopuściły się przed kilkudziesięcioma laty „zbrodni komunistycznych” w rodzaju „pozostawiania na trasie przemarszu pielgrzymek butelek po alkoholu, podpasek zabrudzonych krwią zwierzęcą, prezerwatyw, odpadków żywności, niedopałków papierosów oraz rozrzucania nasion dzikiej róży wywołujących przykre swędzenie, co miało wywołać przekonanie wśród osób postronnych o niereligijnym charakterze pielgrzymki i spowodować niechęć do pątników” (cyt. z postanowienia o przedstawieniu zarzutów ppor. Jerzemu D. w śledztwie S 17/06/Zk). Przedziwnym trafem prokuratorzy instytutu nie mogą (raczej nie chcą) jednak upolować doskonale znanych organizatorów i wykonawców:

# „prowokacji, której celem było wywołanie skandalu obyczajowego dotyczącego papieża”, nazwanej po imieniu już w lipcu 2002 r. na łamach „Biuletynu Instytutu Pamięci Narodowej” przez dra Marka Lasotę (dzisiaj szef krakowskiego Oddziału IPN);
# „prowokacji mającej na celu podrzucenie, a następnie odnalezienie w toku przeprowadzonej rewizji w mieszkaniu ks. Andrzeja Bardeckiego spreparowanych materiałów zniesławiających Ojca Świętego”, kłamliwie opisywanej na łamach rzeczonego „Biuletynu…” w styczniu 2003 r.

Gdzie tkwi problem?
– W 2007 r. otrzymałem wezwanie z katowickiej Delegatury Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Zastępca naczelnika Wydziału Postępowań Karnych kpt. Bogusław M. i jego podkomendna kpt. Beata Ł. wyjaśnili, że na zlecenie IPN muszą mnie przesłuchać w śledztwie o sygn. S 12/06/Zk dotyczącym… zamachu Alego Agcyna JPII w maju 1981 r. „Nie ma problemu – mówię. – Ale zanim przejdziemy do sedna, powinni państwo zorientować się i dokładnie zaprotokołować, o co chodziło w sprawie operacyjnego rozpracowania »Triangolo«, w której Wojtyła był głównym figurantem, oraz na jakiej podstawie obyczajowej knuto wszelkie spiski przeciwko papieżowi. Ile mamy na to czasu?”. No i nagle okazało się, że stracili zainteresowanie – wspomina były oficer SB.
– Gdy IPN zaczął mi się lekko dobierać do tyłka, za pośrednictwem zaprzyjaźnionego włoskiego prawnika puściłem do Watykanu bączka, że mam różne ciekawe dowody i pragnę być świadkiem w procesie beatyfikacyjnym Wojtyły. Po kilku miesiącach zaprosili mnie na rozmowę, ale do Paryża. Opłacili bilet w obie strony, przyzwoity hotel. Spotkałem się tam z księdzem (…). Uzgodniliśmy, że ja już nie chcę być świadkiem, a w zamian żaden dupek z IPN-u nie będzie wycierał sobie buzi moim nazwiskiem. Na razie dotrzymują umowy – wyjaśniła „FiM” pewna krakowska osobistość, będąca niegdyś ogniwem spinającym bezpiekę z Ireną i Karolem.
– Klucz do wszystkich akt trzyma teraz Lasota, człowiek Kościoła. Pan Marek kilkakrotnie już zapewniał, że w archiwach nie znaleziono dotychczas nawet jednego świstka wytworzonego przez bezpiekęi mogącego stanowić podstawę do ewentualnego wszczęcia śledztwa w sprawie krakowskich prowokacji… – mówi „FiM” prokurator K., były śledczy instytutu.
– To dziwne, bo 13 kwietnia 2005 r. w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” Lasota powiedział: „W mieszkaniu przyjaciela Ojca Świętego, ks. Andrzeja Bardeckiego, dwie funkcjonariuszki SB, podając się za wolontariuszki organizacji charytatywnej, podrzuciły pod nieobecność księdza paczkę ze sfałszowanym pamiętnikiem, który miał rzucić cień na Karola Wojtyłę. Była tam mowa o zbytniej zażyłości biskupa z osobą z jego świeckiego otoczenia”. Skoro nie ma żadnego świstka, to z czego Lasota wyssał tę bajkę? – pytamy prokuratora.
– Czy ja powiedziałem, że faktycznie nie ma żadnych dokumentów?! Romans Wojtyły z Kinaszewską wydaje się bezsporny, ale problem polega na tym, że wciąż jeszcze żyje zbyt wielu świadków mogących to oficjalnie potwierdzić pod rygorem odpowiedzialności karnej za złożenie fałszywych zeznań. W tej fatalnej sytuacji nikt nie zaryzykuje postawienia ludzi zajmujących się „Triangolo” przed sądem. Kto zagwarantuje, że któryś z nich, przyparty do muru, nie znajdzie w swoich prywatnych archiwach jakichś kwitów mogących wywołać międzynarodowy skandal? W polskich realiach IPN jest na to po prostu za krótki – twierdzi prokurator K.

Kochankowie zabrali swoją tajemnicę do grobu. Zatrzymał ją również zmarły w 2001 r. ks. Bardecki. Na otwarcie archiwów kościelnych nie ma co liczyć. „Saperzy” z IPN omijają bombkę szerokim łukiem. Ludzie z bezpieki nie chcą się wychylać. Dziennikarze „FiM” pracują nad ciągiem dalszym. Być może wkrótce nastąpi…
___________________________________________________________________
Źródło:
FaktyiMity.pl Nr 44(504)/2009

FiM – Tajemnice papiestwa (5)


Wybierając z posiadanych materiałów samą esencję, SB zmontowało prawie godzinny wywiad z przyjaciółką papieża w roli głównej. Film uznano za megahit…

Dźwigająca na barkach ciężar sekretów związku z Karolem Wojtyłą i poddana z tego tytułu rygorom bezwzględnej kościelnej ochrony – Irena Kinaszewska rzuciła kiedyś ks. Andrzejowi Bardeckiemu w twarz: „Czasem dziwię się, dlaczego mnie jeszcze nie zamordowaliście”. Po roku 1978 żyjąca Irena stanowiła dla ludzi ze Służby Bezpieczeństwa tak wielką pokusę, że po kilku miesiącach lizania ran odniesionych w nieudanej akcji wykradzenia korespondencji kochanków, przystąpili do nowej operacji mającej na celu dopadnięcie Wojtyły…

Z początkiem 1984 r. minister Czesław Kiszczak przypomniał dyrektorowi Departamentu IV gen. Zenonowi Płatkowio niedotrzymanej obietnicy dostarczenia najwyższym władzom państwowym dokumentacji ilustrującej wstydliwe epizody w „krakowskim” życiorysie papieża Jana Pawła II. Sam „duplikat” pamiętnika Kinaszewskiej i taśmy magnetofonowe z zarejestrowanymi spotkaniami oraz zwierzeniami Ireny były za jej życia nie do wykorzystania bez ujawnienia istnienia podsłuchu.
– Takie były czasy… Nie to, co dzisiaj. Tym bardziej że niemal wszystkie nasze instalacje w obiektach kościelnych bądź u osób związanych z Kościołem były w świetle obowiązującego prawa nielegalne i jakakolwiek wpadka groziła gigantycznym skandalem. Informacje z „techniki”, zwłaszcza z podsłuchu pokojowego oraz podglądu, ściśle reglamentowano, a gdy już zaistniała konieczność wypuszczenia jakiegoś newsa na zewnątrz, celowo go zniekształcano, żeby zakonspirować źródło pochodzenia – tłumaczy ppłk Z.z Departamentu IV.

A jak chcieli „zniekształcić” posiadaną dokumentację dotyczącą romansu Ireny z Karolem?

Gen. Płatek zwołał naradę, w której uczestniczyło pięciu wtajemniczonych w sprawę oficerów. Jeden z nich hasłowo notował instrukcje. Oto fragment zapisków, które nam udostępnił:

„Ostateczna koncepcja rozgrywki nie należy do nas. Kiszczak chce mieć kompletną dokumentację i dopiero po jej ocenie Jaruzelski zadecyduje o taktyce. Roboczy pomysł (surowy!): ujawniamy przemyt, jakiegoś Turka powiązanego z Szarymi Wilkami. W Polsce mamy kilku, których da się do Szarych przykleić, a w ostateczności człowieka wskaże KGB. Facet zbiera materiały kompromitujące papieża – argumenty do pertraktacji na rzecz uwolnienia Ali Agcy. Zatrzymujemy go, podrzucamy, a następnie odbieramy papiery (w telewizji migawki z zatrzymania i przeszukania). Z lekkim, ale słyszalnym hukiem deportujemy. Jaruzelski kanałami dyplomatycznymi lub osobiście oddaje „uratowane” materiały Wojtyle. Oczekuje wdzięczności. Karol ma ból głowy, czy oddano mu naprawdę wszystko i ile zrobiono kopii. Mieszkanie Bardeckiego na razie odkładamy. Pilnie wycisnąć co tylko się da z Ireny. Wykonuje własnymi (!) siłami Wydział I. Wolno korzystać tylko ze wsparcia »techniki«”.

Innymi słowy: według nieoszlifowanej jeszcze w szczegółach koncepcji, SB miało w krótkim czasie zamknąć kwestię pamiętnika oraz wymyślić jakiś patent na uzyskanie nowych dowodów potwierdzających zawarte w nim treści, a odpowiedzialnym za tę operację został naczelnik Wydziału I Departamentu IV kpt. P.Kwestię wytypowania i ewentualnego wykorzystania „Szarego Wilka” odłożono na później, uzależniając ją od siły rażenia zdobytych materiałów.

W okresie luty–marzec 1984 r. grupa oficerów z Departamentu IV kilkakrotnie przebywała w Krakowie. Aktualizowali informacje o stanie psychicznym Ireny, badali zwyczaje i zachowania jej opiekunów. Szczególny nacisk położyli na rozpracowanie red. Konrada S., szkoląc po kilka godzin dziennie tajnych współpracowników („Lajkonik” i „Giovanni”) utrzymujących z nim bliskie kontakty.
– Udało nam się znacznie poszerzyć wiedzę, której nie dawał podsłuch. Otóż S. zdradził przy wódce „Lajkonikowi”, że to, o czym z rzadka już Irena opowiada w obrębie swojego mieszkania, jest niczym w porównaniu ze wspomnieniami o Karolu snutymi bez obawy o podsłuch. Choć z „drutów” nie dochodziły żadne niepokojące sygnały, kobieta odczuwała już duży niepokój o akustyczną hermetyczność swojego mieszkania. Z kolei „Giovanni” oświecił nas, że redaktor ma domek letniskowy na obrzeżach Krakowa, gdzie często bywał. Także Irena bardzo lubiła tam niegdyś wypoczywać przy dobrym trunku, ale S. przestał ją zapraszać, bo ks. Bardecki krzywił się na jakiekolwiek wyjście podopiecznej z domu – relacjonuje jeden z podkomendnych kpt. P.

W głowach łowców z bezpieki zaczął się już wykluwać plan… Najpierw wzięli do galopu „Lajkonika”, żeby nakłonił red. S. do zaproszenia Ireny na działkę.

„Gdy mu wspomniałem, że bardzo pragnę poznać ją osobiście, Konrad sam zaczął przebąkiwać o powitaniu wiosny. Chyba kupił ten pomysł. Zwłaszcza że obiecałem sfinansowanie spotkania z jej udziałem. Ma tylko obawy, czy Irena w ogóle zgodzi się na obecność kogoś obcego i jak zareaguje, gdybym zjawił się tam bez zapowiedzi” – raportował TW prowadzącemu go oficerowi.

„Proponuję realizację koncepcji z wykorzystaniem działki. Mamy dokładne plany domku letniskowego i wyposażenia, wykonane przez »Giovanniego«. Da się wstawić kamerę, są dobre miejsca do jej ukrycia. Proste zamki, z tajnymi wejściami nie będzie najmniejszego kłopotu. Na upartego możemy nawet zdobyć odciski kluczy. Jeśli Irena zgodzi się na wycieczkę, najlepszym sposobem dokooptowania »Lajkonika« do towarzystwa wydaje się zaskoczenie. 2–3 kieliszki przed przybyciem TW powinny osłabić jej czujność. Musimy trafić w złą pogodę, żeby nie wyszli na zewnątrz. Alkohol, swobodna atmosfera i… kręcimy. Jeśli nie będzie się kleiło, »Lajkonik« wyjdzie wcześniej. Irena w towarzystwie S. czuje się zupełnie swobodnie, więc można zakładać, że zbierze się im na wspomnienia, aczkolwiek na tę część nie mamy już żadnego wpływu. Przedsięwzięcie jest jednorazowe, bo Irena zapewne pochwali się wycieczką i nową znajomością ks. Bardeckiemu” – napisał kpt. P. w sprawozdaniu złożonym gen. Płatkowi po powrocie do Warszawy.
– Nasz pomysł był taki, że jeśli w rozmowie na działce pojawią się jakieś pikantne opowieści dotyczące Wojtyły, z całości materiału filmowego „technika” zmontuje „wywiad z pozostawionymi w Polsce przyjaciółmi papieża”. Wykorzystanie tego na zewnątrz, gdy Irena pozostawała jeszcze w pełni zmysłów, paliło agenta, ale gotów był pertraktować cenę ewakuacji z Krakowa – dodaje kpt. S. biorący udział w przygotowaniu akcji.

Min. Kiszczak i jego pierwszy zastępca, szef Służby Bezpieczeństwa gen. Władysław Ciastoń, zaaprobowali koncepcję kpt. P., jednak wprowadzili do niej istotne poprawki…
– Przyjmując argument, że operacja jest jednorazowa, zażądali maksymalnego podwyższenia szans powodzenia. „Lajkonik” miał dodać do gorzałki specyfik na „rozwiązanie języka”, przygotowany przez doktora G. – lekarza zatrudnionego w Departamencie „T”. Doktor zapewniał, że ta mikstura z milczka uczyni gadułę i jest absolutnie bezpieczna, ale mieliśmy sporo obaw – przyznaje kpt. S.

Gdy tylko Irena przyjęła zaproszenie red. S. do „powitania wiosny”, fachowcy z Departamentu „T” w ciągu dwóch nocy nafaszerowali jego dom „pluskwami”. Kamera w telewizorze, kamera w regale z książkami, kilka mikrofonów…

Wszystko mieli dopięte na ostatni guzik, ale tylko od strony technicznej. W przeddzień finału kpt. P. zamknął się z „Lajkonikiem” w pokoju hotelowym. Postawił na stole miksturę i butelkę. „Medycy czasem się mylą, więc na wszelki wypadek zrobimy eksperyment. Uwzględniając moje gabaryty, zażyję podwójną porcję i wypiję kilka setek. Proszę tu ze mną zostać i obserwować zachowanie. Po kwadransie niech mi pan zada kilka niedyskretnych pytań. W sytuacji krytycznej wzywa pan moich kolegów z pokoju obok i natychmiast stąd ucieka, a jutro realizuje wszelkie ustalenia bez żadnej wkładki do alkoholu” – instruował agenta oficer.

Eksperyment zakończył się powodzeniem…

Irena nie była uprzedzona o dodatkowym gościu, więc przybycie „Lajkonika” nieco ją zmroziło, ale po godzinie biesiady atmosfera była już całkiem swojska. Choć agent zdołał wlać do butelki preparat, kobieta wyraźnie się usztywniła, gdy skierował rozmowę na Wojtyłę. Zgodnie z otrzymanym instruktażem, szybko opuścił towarzystwo. Zrealizował się alternatywny scenariusz, polegający na pozostawieniu silnie pobudzonych przyjaciół bez osoby trzeciej. Były pikantne wspomnienia, zwierzenia Ireny ze wspólnych wyjazdów z Karolem, jego bardzo osobistych poglądów, kłopotów i rozterek…

Wybierając samą esencję, technicy zmontowali z przywiezionego przez kpt. P. materiału prawie godzinny wywiad z Ireną. Premiera odbyła się w gronie ścisłego kierownictwa MSW. Film uznano za megahit i rozpoczęto przygotowania do drugiego etapu, czyli wytypowania odpowiedniego „Szarego Wilka”. Przerwano je tuż przed ostateczną rozgrywką…

W październiku 1984 r. Polską wstrząsnęło zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki. Ta afera rozbiła w puch wszelkie plany SB dotyczące Ireny i Karola, bowiem najważniejsi konstruktorzy oraz wykonawcy misternych kombinacji zostali aresztowani bądź zdymisjonowani. Choć przedstawiciele polskich władz już nie próbowali „oddać” JPII materiałów grożących międzynarodowym skandalem, to jednak Watykan do dziś ma ból głowy, ile zrobiono kopii filmu z Ireną w roli głównej i „duplikatu” jej pamiętników, oraz w czyich rękach są dzisiaj. Czy to wpływa na opóźnienia z beatyfikacją Jana Pawła II – „papieża, który pozostał człowiekiem”? Bardzo możliwe.
___________________________________________________________________
Źródło:
FaktyiMity.pl Nr 43(503)/2009