Czy Kościół katolicki kiedykolwiek przyjmie te same standardy przyzwoitości, jakimi kieruje się większość szanowanych instytucji na świecie? Przez stulecia jego głównym celem było uprzyjemnianie życia barwnej grupie łajdaków i mizantropów. Ostatnio Kościół dodał kolejny rozdział do tej smutnej historii, występując w obronie byłego dyktatora chilijskiego Augusto Pinocheta, któremu groziła deportacja do Hiszpanii. Pinochet miał stanąć przed hiszpańskim sądem w związku z zaginięciem wielu osób narodowości hiszpańskiej w Chile, w latach 1973-90, w okresie rządów terroru. Chile ogłosiło amnestię dla sprawców represji politycznych z tego okresu, ale Hiszpania, jak wiele innych państw, nie widzi żadnego powodu, by ułaskawiać zbrodniarza odpowiedzialnego za śmierć tysięcy ludzi.
Głosy oburzenia w reakcji na interwencję Watykanu w sprawie Pinocheta były szczególnie silne w Ameryce Południowej. Działająca w Argentynie grupa “Matek z Placu de May o", która przyjęła tę nazwę od miejsca, w którym kobiety regularnie się zbierały, by zaprotestować przeciwko zaginięciom członków ich rodzin, wysłała do Jana Pawła II list w ostrych słowach protestujący przeciwko zaangażowaniu się Kościoła po stronie chilijskiego dyktatora. Kobiety wyraziły swój gniew i potępienie, zwracając się do papieża per “pan" zamiast zwykłych, grzecznościowych formułek.
Wyjaśniając nieformalny język apelu, autorki listu stwierdziły m.in.: “Zwracamy się do pana jak do zwykłego człowieka, gdyż uważamy za aberrację, że siedząc na swoim tronie w Watykanie, nie doświadczywszy tortur, okaleczeń ani gwałtów, ma pan czelność domagać się łaski dla tego mordercy, występując w imieniu Chrystusa". Prezydent Argentyny Carlos Menem, w budzącym mdłości akcie politycznego wiernopoddaństwa, przesłał później papieżowi list z przeprosinami. W rzeczywistości watykańska obrona Pinocheta daleka jest od aberracji i łatwo można było ją przewidzieć w oparciu o dobrze udokumentowane doniesienia na temat pomocy, jakiej udzielał Kościół nazistowskim zbrodniarzom wojennym po zakończeniu drugiej wojny światowej. Pinochet należy do tej kategorii łotrów, zbrodniczych prawicowych dyktatorów katolickich ze starej szkoły, na których łaskawym okiem patrzą atawistyczni, antydemokratyczni kryptofaszyści, którzy sprawują władzę w Stolicy Apostolskiej. Takie podejście dominuje w polityce Watykanu od dawna, co najmniej od wybuchu wojny domowej w Hiszpanii.
Ideologia “zabij komucha w imię Chrystusa" miewa się doskonale w Watykanie, gdzie życie każdej idei, bez względu na to, jak głupia lub odrażająca by nie była, mierzy się w stuleciach.
Mimo wszystko zaskakuje, że papież nie ma w tej sprawie żadnych wątpliwości ani żadnego poczucia winy. Mogłoby się zdawać, że wiedza o krwawych represjach w Chile i w Argentynie, jak również powszechne oburzenie na postawę Kościoła wobec tych wydarzeń, wciąż nie przekroczyła watykańskich bram. Tymczasem według doniesień Kościół prowadził kartotekę porwań i zabójstw politycznych i dzięki swym kontaktom w sferach rządowych udzielał informacji członkom rodzin ofiar, którzy chcieli wiedzieć, czy ich bliscy żyją, czy też zostali zamordowani.
Swoją odmowę potępienia reżimu Kościół usprawiedliwiał, twierdząc, że jego pozorna neutralność umożliwiła ocalenie życia kilku osób. W rzeczywistości jednak, jedyne osoby, które udało się ocalić dzięki wysiłkom Kościoła katolickiego, wywodziły się z elit towarzyskich Chile i Argentyny.
Ciche przyzwolenie Watykanu i argentyńskich biskupów kontrastuje dramatycznie z uczuciami zwykłych katolików i dysydenckich duchownych. Jeden z zakonów, w skład którego wchodzili przede wszystkim duchowni irlandzcy i argentyńscy, stanowił jedną z głównych sił opozycyjnych sprzeciwiających się przestępczej polityce argentyńskiego rządu. Istnienie tych obrońców ofiar represji w Kościele katolickim i brak poparcia Watykanu dla ich działalności, stanowi kolejne świadectwo moralnego bankructwa przywództwa Kościoła. Niektórzy z tych dysydentów zapłacili życiem za swoje bohaterstwo, a mimo to nie doczekali się uznania ze strony przedstawicieli hierarchii. W tym samym czasie chorwacki faszysta, kardynał Stepinac i fałszywa działaczka charytatywna, Matka Teresa z Kalkuty, znaleźli się na “szybkiej ścieżce" do kanonizacji.
Być może cechujący Kościół katolicki instynkt przetrwania można częściowo zrozumieć. Tym jednak, czego z pewnością nie można zrozumieć, a tym bardziej usprawiedliwić, są jego gorszące związki z najbardziej zajadłymi, represyjnymi i reakcyjnymi reżimami na całym świecie. I chociaż w ostatnim okresie Watykan przejawił pierwsze oznaki zrozumienia, że jego rola w Holokauście być może nie była taka, jaka być powinna, tak naprawdę niewiele się zmieniło. Nawet obecnie, gdy Kościół ma nadzwyczajną okazję, by ograniczyć liczbę aktów wrogości popełnianych na Półwyspie Bałkańskim, wciąż bardziej zajmują go kwestie takie, jak aborcja i homoseksualizm. Ostatnie inicjatywy dyplomatyczne papieża jednoznacznie wskazują, że pewne ustępstwa ze strony lewicowych rządów są dla niego znacznie ważniejsze niż powstrzymanie przelewu krwi muzułmanów i prawosławnych chrześcijan w krajach dawnej Jugosławii. Gdyby Hitler przeżył do naszych czasów, byłby z pewnością szanowanym przez Kościół katolikiem.
_________________________________________________________
Źródło:
Newsletter of Humanist of Washington, Wiosna 1999
Głosy oburzenia w reakcji na interwencję Watykanu w sprawie Pinocheta były szczególnie silne w Ameryce Południowej. Działająca w Argentynie grupa “Matek z Placu de May o", która przyjęła tę nazwę od miejsca, w którym kobiety regularnie się zbierały, by zaprotestować przeciwko zaginięciom członków ich rodzin, wysłała do Jana Pawła II list w ostrych słowach protestujący przeciwko zaangażowaniu się Kościoła po stronie chilijskiego dyktatora. Kobiety wyraziły swój gniew i potępienie, zwracając się do papieża per “pan" zamiast zwykłych, grzecznościowych formułek.
Wyjaśniając nieformalny język apelu, autorki listu stwierdziły m.in.: “Zwracamy się do pana jak do zwykłego człowieka, gdyż uważamy za aberrację, że siedząc na swoim tronie w Watykanie, nie doświadczywszy tortur, okaleczeń ani gwałtów, ma pan czelność domagać się łaski dla tego mordercy, występując w imieniu Chrystusa". Prezydent Argentyny Carlos Menem, w budzącym mdłości akcie politycznego wiernopoddaństwa, przesłał później papieżowi list z przeprosinami. W rzeczywistości watykańska obrona Pinocheta daleka jest od aberracji i łatwo można było ją przewidzieć w oparciu o dobrze udokumentowane doniesienia na temat pomocy, jakiej udzielał Kościół nazistowskim zbrodniarzom wojennym po zakończeniu drugiej wojny światowej. Pinochet należy do tej kategorii łotrów, zbrodniczych prawicowych dyktatorów katolickich ze starej szkoły, na których łaskawym okiem patrzą atawistyczni, antydemokratyczni kryptofaszyści, którzy sprawują władzę w Stolicy Apostolskiej. Takie podejście dominuje w polityce Watykanu od dawna, co najmniej od wybuchu wojny domowej w Hiszpanii.
Ideologia “zabij komucha w imię Chrystusa" miewa się doskonale w Watykanie, gdzie życie każdej idei, bez względu na to, jak głupia lub odrażająca by nie była, mierzy się w stuleciach.
Mimo wszystko zaskakuje, że papież nie ma w tej sprawie żadnych wątpliwości ani żadnego poczucia winy. Mogłoby się zdawać, że wiedza o krwawych represjach w Chile i w Argentynie, jak również powszechne oburzenie na postawę Kościoła wobec tych wydarzeń, wciąż nie przekroczyła watykańskich bram. Tymczasem według doniesień Kościół prowadził kartotekę porwań i zabójstw politycznych i dzięki swym kontaktom w sferach rządowych udzielał informacji członkom rodzin ofiar, którzy chcieli wiedzieć, czy ich bliscy żyją, czy też zostali zamordowani.
Swoją odmowę potępienia reżimu Kościół usprawiedliwiał, twierdząc, że jego pozorna neutralność umożliwiła ocalenie życia kilku osób. W rzeczywistości jednak, jedyne osoby, które udało się ocalić dzięki wysiłkom Kościoła katolickiego, wywodziły się z elit towarzyskich Chile i Argentyny.
Ciche przyzwolenie Watykanu i argentyńskich biskupów kontrastuje dramatycznie z uczuciami zwykłych katolików i dysydenckich duchownych. Jeden z zakonów, w skład którego wchodzili przede wszystkim duchowni irlandzcy i argentyńscy, stanowił jedną z głównych sił opozycyjnych sprzeciwiających się przestępczej polityce argentyńskiego rządu. Istnienie tych obrońców ofiar represji w Kościele katolickim i brak poparcia Watykanu dla ich działalności, stanowi kolejne świadectwo moralnego bankructwa przywództwa Kościoła. Niektórzy z tych dysydentów zapłacili życiem za swoje bohaterstwo, a mimo to nie doczekali się uznania ze strony przedstawicieli hierarchii. W tym samym czasie chorwacki faszysta, kardynał Stepinac i fałszywa działaczka charytatywna, Matka Teresa z Kalkuty, znaleźli się na “szybkiej ścieżce" do kanonizacji.
Być może cechujący Kościół katolicki instynkt przetrwania można częściowo zrozumieć. Tym jednak, czego z pewnością nie można zrozumieć, a tym bardziej usprawiedliwić, są jego gorszące związki z najbardziej zajadłymi, represyjnymi i reakcyjnymi reżimami na całym świecie. I chociaż w ostatnim okresie Watykan przejawił pierwsze oznaki zrozumienia, że jego rola w Holokauście być może nie była taka, jaka być powinna, tak naprawdę niewiele się zmieniło. Nawet obecnie, gdy Kościół ma nadzwyczajną okazję, by ograniczyć liczbę aktów wrogości popełnianych na Półwyspie Bałkańskim, wciąż bardziej zajmują go kwestie takie, jak aborcja i homoseksualizm. Ostatnie inicjatywy dyplomatyczne papieża jednoznacznie wskazują, że pewne ustępstwa ze strony lewicowych rządów są dla niego znacznie ważniejsze niż powstrzymanie przelewu krwi muzułmanów i prawosławnych chrześcijan w krajach dawnej Jugosławii. Gdyby Hitler przeżył do naszych czasów, byłby z pewnością szanowanym przez Kościół katolikiem.
_________________________________________________________
Źródło:
Newsletter of Humanist of Washington, Wiosna 1999
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.