“Breżniew Watykanu" - tak nazwaliśmy pana papieża 5 lat temu. Dziś powtarza to po nas słynny “The New York Times".
Z Karolem Wojtyłą nawet komuniści obchodzili się lepiej niż z jajkiem. Gdy wybory wyniosły go na kierownicze stanowisko jednej z głównych religii światowych, stał się człowiekiem nietykalnym, nie mówiąc już o tym, że dla wyznawców katolicyzmu - nieomylnym i świętym. Zbrukał go 4 maja 2002 r. w sposób niebywały, jak pierwszą lepszą wybitną postać, najgłośniejszy i najpoważniejszy dziennik amerykański “The New York Times".
Bili Keller nawet nie stara się przygotować czytelnika na bluźnierstwa, w jakie obfituje jego publikacja. Już tytuł wali wiernych sierpowym: Czy papież jest katolikiem? Potem jest jeszcze lepiej. Autor wzdycha na wstępie: “Papież Jan Paweł II kończy w tym miesiącu 82 lata i z każdym dniem widać coraz wyraźniej, że jest śmiertelny. W trakcie spotkania z kardynałami amerykańskimi z trudem panował nad ciałem, mówił tak niezrozumiale, że aż z żalu chciało się odwrócić wzrok. Ale nie odwracajmy. Prawda -jakkolwiek niemiła i rzadko artykułowana otwarcie - jest taka, że obecny kryzys Kościoła katolickiego nie jest tylko przykrym incydentem w życiu tego ukochanego przez wiernych dostojnika. To kryzys jego autorstwa. Kryzys i wykrycie afery notorycznego wykorzystywania dzieci i młodzieży przez księży katolickich w celach seksualnych i cynicznego ukrywania tego faktu przez hierarchię pozbawił Jana Pawła II nimbu doskonałości i tarczy chroniącej przed krytyką. Nie może być wątpliwości, że sednem skandalu nie jest zmuszanie nieletnich do seksu - stwierdza Keller - jego jądro stanowi chroniczna niezdolność hierarchii do zrozumienia istoty rzeczy, do poczuwania się do nakazu opieki i ochrony dzieci. (...) Papież boleje, że skandal powoduje erozję zaufania wiernych do Kościoła. Ale jest odwrotnie. Reakcja katolików amerykańskich na tę plugawą aferę jest tak gwałtowna, bo czują oni, że się im nie ufa. Ten brak zaufania to spuścizna Jana Pawła II. Paradoksem polskiego papieża jest to, że nawet jeśli słusznie przypisywano mu zasługi w obaleniu bezbożnego komunizmu, to stworzył on coś na kształt partii komunistycznej w Kościele. Karol Wojtyła uformował hierarchię nie tolerującą odmiennego myślenia, nie poczuwającą się do odpowiedzialności za czyny swych podwładnych, trzymającą wszystko w sekrecie i nie orientującą się w realiach życia wiernych. Oni udają, że przewodzą, my udajemy, że ich słuchamy - diagnozuje Keller stosunki między wiernymi a liderami Kościoła, przekształcając znane porzekadło z bloku wschodniego. To nie jedyne odniesienie do realiów socjalizmu w jego artykule: “Jak partia komunistyczna w czasach Breżniewa, Watykan egzystuje przede wszystkim po to, by umacniać swą władzę. Lojalni katolicy są boleśnie rozczarowani; mieli nadzieję, że obecny kryzys przyczyni się do odrodzenia Kościoła. Nikt nie formułuje tego tak otwarcie, lecz wielu katolików zdaje sobie sprawę, że czas reform dojrzewa, bo dni papieża są policzone. Oczekują, że niebawem wyłoniony zostanie nowy, energiczny lider. Być może. Ale podobnie jak komuniści, Jan Paweł II z rozmysłem skonstruował kościelny Kreml tak, by nie był łatwo podatny na reformy. Rozszerzył uprawnienia kurii - watykańskiego odpowiednika partii komunistycznej - i zaludnił ją reakcyjnymi konserwatystami. Zakaz kapłaństwa kobiet zabezpieczył pieczęcią papieskiej nieomylności, by następca nie mógł tej teorii łatwo zmodernizować. Nauczył biskupów, że posłuszeństwo jest warunkiem awansu. Zaalarmowany, że księża przejawiają populistyczne sympatie wobec wiernych, przekształcił seminaria w ostoje konformizmu i wykreował generację młodych, konserwatywnych kleryków nie wiedzących, jak rozmawiać z wiernymi".
Kompas papieża nie pokazuje głasnosti - pisze Keller przytaczając dekret papieski, na mocy którego teolodzy z uniwersytetów katolickich zmuszeni są ślubować wierność doktrynalnej ortodoksji, co wywołuje obawy biskupów, że przyczyni się to do uwiądu życia intelektualnego i uniemożliwi dyskusję. Wiadomo już, że papież odrzucił podanie się do dymisji kard. Lawa, bo obawiał się, by wierni nie pomyśleli, że ich świeckie opinie mają jakiś wpływ na Kościół. Law zaraz po powrocie z Watykanu położył kres inicjatywie bostońskich katolików utworzenia stowarzyszenia rad parafialnych. Czy to nie sowieckie? - zapytuje autor, zauważając, że walka w obronie Kościoła jest wycinkiem szerszych zmagań rasy ludzkiej i sił tolerancji z absolutyzmem.
Zdaniem Kellera Kościół katolicki przez całe wieki nie był ostoją “wartości katolickich", ale instytucją, która dała nam wyprawy krzyżowe i inkwizycję. Zaczynało się to zmieniać po II Soborze Watykańskim, który rozluźnił gorset kontroli aparatu papieskiego i podkreślał wagę indywidualnego sumienia. Paweł VI nosił się z zamiarem łagodniejszego podejścia do kwestii kontroli urodzin: powołał radę złożoną z prominentnych katolików świeckich, która zdecydowanie opowiedziała się za liberalizacją. Jednak po namyśle skłonił się ku całkowitemu zakazowi antykoncepcji. Przypuszcza się - pisze Keller - że papieża przekonał do tego jeden człowiek, jego późniejszy następca: Karol Wojtyła, hołdujący najsurowszemu, doktrynalnemu podejściu do etyki seksualnej i opowiadający się za hierarchicznym modelem zarządzania Kościołem.
Katolicy zabiegali u Jana Pawła II o rozważenie złagodzenia zakazu używania kondomów “ratujących życie w dobie AIDS", ale pozostał on niewzruszony. Środki antykoncepcyjne są dlań równoznaczne z ludobójstwem jako “zło samo w sobie", grzech, za który grzesznicy skazani są na wieczne piekło. Ogromna większość małżeństw katolickich postawiona została w jednym szeregu z Hitlerem i Poi Potem - Keller cytuje komentarz Charlesa Morrisa, autora historii katolicyzmu amerykańskiego. Doprowadziło to - pisze autor “NYT" - do lekceważenia nauczania papieskiego w kwestiach rozwodu, ponownego ślubu, aborcji, konkubinatu, homoseksualizmu i wielu innych poczynań potępianych przez Watykan jako gwałcące prawa naturalne. Wydaje się, że gdyby nakazy Kościoła nie były tak rozbieżne z poglądami wiernych w kwestiach seksu i płciowości, gdyby Kościół okazał się instytucją bardziej kolegialną, byłby w stanie wcześniej i mądrzej podejść do problemu napastowania dzieci.
W USA wzrasta liczba katolików - stwierdza Keller - którzy dyskretnie odmawiają posłuszeństwa Rzymowi, kultywując jednocześnie wiarę i więź ze swymi parafiami, jeśli obsadzone są one przez księży bliższych ich przekonaniom. Jeśli nie - zachowują wiarę w sercach. Czy Kościół kiedyś się zreformuje, czy też będzie, jak dotąd, dryfował lub ulegnie rozłamowi? Nie wiem - konkluduje Keller. - Ciekawi mnie jednak, jak długo wiara wytrzyma taką presję hipokryzji? Okres ochronny na papieża trwał dotąd cały rok, od lat. Tylko nieliczni, tacy jak my kłusownicy, decydowali się go naruszać. “NYT" i inne media USA zawsze traktowały J.P 2 z rewerencją, unikając frontalnych krytyk, nawet jeśli miały po temu podstawy. Teraz, gdy skandal pedofilski przeorał Kościół i świadomość jego owieczek, nic już nie jest, jak było. Na razie w Ameryce. W Polsce lud boży wciąż będzie krzewił kult swego świętego ojca i czcił go z niezmiennym, impregnowanym na wymowę faktów, bałwochwalstwem. “New York Times"? Ha! Wszak każde katolickie dziecię wie, że to żydowska gazeta.
__________________________________________________________
Źródło:
Tygodnik ,,NIE", nr 20, 2002
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.