wtorek, 29 kwietnia 2014

Córy Ewy (Jan Paweł II nie lubi kobiet)


Korytarzami pałacu szła kobieta. Towarzyszył jej mężczyzna w ciemnym garniturze, ale nie rozmawiali. Nie poświęcała uwagi szybko mijanym posągom, gobelinom i freskom. W jednej z komnat rzuciła okiem na starą Biblię, leżącą na pięknie rzeźbionym marmurowym stole, ale choć te kunsztowne przedmioty ją ciekawiły, nie robiły na niej wrażenia. Przywykła do różnych cudów tego świata. Rzym, Nowy Jork, Londyn czy Genewę znała równie dobrze jak wielkie miasta w Afryce, Azji i Ameryce Łacińskiej. Zresztą tego poranka, 18 marca 1994 roku, nie przeznaczyła na zwiedzanie. Przybyła tu w konkretnej sprawie - pomówić o kobietach, matkach i rodzinach. Delikatnie i z uczuciem, jeśli trzeba szczerze, ale i bardzo twardo.


W Sali Klementyńskiej dostrzegła tron - w tej chwili pusty, lecz majestatyczny - ale mężczyzna w ciemnym garniturze powiódł ją spiesznie innym korytarzem.

Jan Paweł II czekał w swoim gabinecie. Przez wszystkie lata jego pontyfikatu kobiety stanowiły problem, a przynajmniej tak na okrągło pisała światowa prasa. W mediach ciągle mówiono o aborcji, o tym, że papież odmawia kobietom prawa wolnego wyboru albo że nie pozwala im być kapłankami. Ciągle oskarżano go o wstecznictwo oraz nieczułość na aspiracje i potrzeby współczesnych kobiet. Te zarzuty sprawiały mu przykrość. Dowiadując się o nich z dostarczanych mu wyciągów informacji, reagował jedynie zmarszczeniem brwi.

To, co sądził o swoim stosunku do kobiet, bardzo różniło się od negatywnego obrazu stworzonego przez media. Znał siebie. O kobietach myślał zawsze z najgłębszą czułością. Czyż nie uważał ich za istoty niezastąpione, nadzwyczajne? Czyż w specjalnie napisanym liście apostolskim “Mulieris dignitatem" (“O godności kobiety"), nie oznajmił, że “kobieta stanowi szczególną wartość osobową ze względu na swoją kobiecość"? Czyż nie złożył lirycznego hołdu “miłości oblubieńczej, której macierzyński potencjał kryje się w sercu kobiety - dziewiczej oblubienicy"? Czyż nie był przekonany, że w połączeniu z Chrystusem “geniusz kobiety" pozwala jej miłości “otworzyć się w stosunku do wszystkich i każdego"?

Radykalny feminizm zasmucał Karola Wojtyłę. Ilekroć temat ten wypływał podczas wizyt Zofii Zdybickiej w Watykanie, mawiał zakłopotany: “Siostro, ja tak bardzo szanuję kobiety, tak wysoko je cenię". Wiem, że w kobietach tkwią ogromne możliwości czynienia dobra (...), tylko podlegają kulturowym ograniczeniom".

Raz, w roku 1993, oddał przed całym światem cześć kobietom, mówiąc z wychodzącego na plac św. Piotra okna swego gabinetu: “Maryjo, Niepokalana Dziewico i Matko Odkupiciela, w imieniu całego Kościoła pragnę z całego serca podziękować Bogu za dar kobiety, za wszystkie kobiety i za każdą z osobna".

Ale fala krytyki wobec niego, tak w Kościele, jak i poza nim, nigdy nie opadła. Jego podejście do spraw macierzyństwa od podejścia feministek i innych kobiet, które w żadnym razie by siebie feministkami nie nazwały, zawsze dzieliła przepaść. Dla Jana Pawła II, widzącego w ciąży wzniosły symbol, “brzemienność jest metaforą kontemplacji" - wyjaśnia David Schindler, amerykański wydawca sponsorowanego przez Ratzingera teologicznego czasopisma “Communio" - “noszenia czegoś w sobie i myślenia o tym, wczuwania się w to. A potem przychodzi czas dojrzewania, wydania na świat, porodu, któremu towarzyszy cierpienie i ból. Taki jest fundamentalny pogląd papieża".

Ale dla feministek i innych podejrzliwie traktujących nazbyt romantyczne, bałamutne wyobrażenie o kobiecie jako aniele i matce, najważniejsze było uznanie ich praw do decydowania o własnych ciałach, uwolnienie od roli naczyń, doniczek do hodowania cennych roślin. Konflikt więc narastał.

Jan Paweł II świetnie wiedział o duchu krytycyzmu i sprzeciwu w kwestii kobiet, rozpowszechnionym w świecie katolickim, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, jak wciąż przypominały mu wydziały Kurii. W końcu to amerykańska zakonnica, przełożona zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia, jako pierwsza przeciwstawiła mu się rok po wybraniu go na głowę Kościoła. Doszło do tego ostatniego dnia jego pierwszej wizyty w Stanach, w październiku 1979 roku, w waszyngtońskim Sanktuarium Niepokalanego Poczęcia. Mimo że od początku pontyfikatu - i podczas amerykańskiej pielgrzymki - nalegał na noszenie tradycyjnych ubiorów zakonnych, z około pięciu tysięcy sióstr, które zjawiły się w świątyni, ponad dwie trzecie przyszło w świeckich strojach, bez welonów i habitów. Nieposłuszeństwo irytowało go.

W neogotyckiej nawie głównej i nawach bocznych dostrzegł wśród tłumu kilkadziesiąt sióstr, które, niczym wolontariuszki jakiejś organizacji, odróżniały się od reszty dziwnymi niebieskimi opaskami na rękach. Od swoich watykańskich doradców usłyszał, że są to zwolenniczki święceń kapłańskich kobiet. Ich hasło brzmiało: “Jeśli kobiety mogą piec chleb, to mogą się też nim łamać".

Wybrana do powitania go siostra Theresa Kane, przewodnicząca Amerykańskiej Konferencji Przełożonych Zakonów Kobiecych, również miała na sobie świecki strój. Kończąc oficjalną, niespełna dziesięciominutową przemowę kobieta w granatowym kostiumie powiedziała do mikrofonu dźwięcznym głosem: “Wasza Świątobliwość, reagując na cierpienia kobiet, Kościół powinien rozważyć możliwość dopuszczenia ich do wszelkich posług kapłańskich". Zarejestrowaną przez telewizję owację zgotowaną jej po tym oświadczeniu pokazano w całych Stanach.

Potem zaś siostra Kane podeszła do siedzącego papieża i pozdrowiła go w nieledwie pozbawiony szacunku (w porównaniu z pokorą polskich i włoskich zakonnic), demokratyczny sposób słowami: “Dzień dobry, miło mi powitać". Po uściśnięciu mu ręki poprosiła o błogosławieństwo, uklękła, ale nie ucałowała papieskiego pierścienia. Jan Paweł II zapamiętał to sobie. Gdy przemówił do sióstr w sanktuarium, jego zwykła życzliwość i przyjacielskość zniknęły. Nie uśmiechnął się ani razu.

Watykan, wspomina po latach siostra Kane, zareagował na to wydarzenie szybko. Kiedy kilka tygodni potem przyjechała do Rzymu na posiedzenie Kongregacji do spraw Zakonów, wręczono jej lakoniczny list następującej treści: “Bylibyśmy zobowiązani, gdyby zechciała siostra wyjaśnić sprawę powitania Jego Świątobliwości w Sanktuarium Niepokalanego Poczęcia".

W Watykanie przyjął ją jednakże nie prefekt Kongregacji, kardynał Eduardo Pironio, lecz jakiś ksiądz, przeprowadzając z nią odrobinę absurdalną, podszytą zawoalowaną groźbą rozmowę.
“Ponieważ wyczerpaliśmy pozostałe tematy, proszę mi wyjaśnić sprawę tego powitania" - powiedział.
“A co konkretnie mam wyjaśnić, proszę księdza?" - spytała.
W pokoju zaległa głucha cisza. Wreszcie jej rozmówca zwrócił się do kolegów i spytał: “Co chcemy wyjaśnić?".
Nie odpowiedzieli. Najwyraźniej chcieli od niej usłyszeć, że w swojej przemowie do Jana Pawła II nie poruszyła kwestii święceń kapłańskich kobiet.
Nie uległa. “Chcę, żebyście wiedzieli: powiedziałam o święceniach (...) była o nich mowa" - odparła. Kary doczekała się pod koniec swojej kadencji na stanowisku przewodniczącej Konferencji Przełożonych Zakonów. Kiedy poprosiła o spotkanie z papieżem, Watykan przysłał odpowiedź, że byłoby ono “niestosowne".

To zapoczątkowało protesty kobiet. Na przestrzeni lat tylko one - z nielicznymi wyjątkami - przeciwstawiały się Janowi Pawłowi II w obecności dużych audytoriów, prasy i
telewizji. Oszczędne w słowach, nie rezygnowały jednak ze stałych tematów, przekazując je sobie niczym sztafeta biegaczek pałeczkę.

W roku następnym, 1980, w stolicy bardzo katolickiej Bawarii, Monachium, młoda Barbara Engel skrytykowała stanowisko kościoła w sprawach seksualnych i celibatu księży. W Szwajcarii papieżowi przeciwstawiła się również kobieta, Margrit Stucky-Schaller. “Szkoda, że nasza praca tak niewiele znaczy dla wiary i Kościoła. Mamy wrażenie, że nas, kobiety uważa się za obywateli drugiej kategorii" - powiedziała.

W roku 1985 w Belgii i Holandii powitano Jana Pawła II barwniej i weselej. W Utrechcie na ulice wyległy tysiące punków, anarchistów, homoseksualistów i lesbijek, głośno i z fantazją protestując przeciwko papieskiemu absolutyzmowi. Starcia z policją trwały trzy godziny. Jeszcze tego samego dnia, na spotkaniu z organizacjami misjonarskimi, główna mówczyni, Hedwig Wasser, zadała papieżowi trudne pytania: “Jak możemy być wiarygodni, skoro przy głoszeniu ewangelii, zamiast wyciągać do ludzi pomocną dłoń, wytykamy im palcem winy? Skoro zamiast ich przygarnąć, odtrącamy rozwiedzione pary, homoseksualistów, żonatych księży i kobiety?". A potem, nie przejmując się jego wyraźnie skonfundowaną świtą, utkwiła w Janie Pawle II spojrzenie i ze spokojem oświadczyła: “Ostatnie wydarzenia w pewnych sferach kościelnych zmusiły wielu z nas do nieposłuszeństwa wobec Kościoła".

W Louvain-la-Neuve, filii starego flamandzkiego uniwersytetu, atak na papieża przypuściła mająca polskie korzenie przewodnicząca związku studenckiego, Veronique Yoruba. “Martwi nas, że używanie środków antykoncepcyjnych spycha małżeństwa na margines Kościoła - powiedziała. - Dziwią nas niektóre posunięcia Waszej Świątobliwości wobec Ameryki Łacińskiej i teologii wyzwolenia. Bo dla nas zarówno Nikaragua, jak Polska, zarówno Salwador, jak Chile, są krajami, w których lud walczy o te same zasady sprawiedliwości, wolności i demokracji, tak bliskie Kościołowi".

W uniwersyteckim audytorium maksimum zapanowała nieopisana wrzawa. Owacja sympatyzujących z Yoruba zderzyła się z okrzykami starających się ją zagłuszyć zwolenników Wojtyły: “Niech żyje papież!". Na co dziewczyna zawołała w stronę najbardziej rozgorączkowanych: “Dziękuję ci, Opus Dei!". Jan Paweł II zareagował na to łagodnie, po ojcowsku, całując młodą studentkę w głowę.

Ale na wiosnę 1994 roku trudno było wygasić podobne konflikty tanim teatralnym gestem. W oczach papieża kobieta, z którą właśnie miał się spotkać, była aniołem śmierci. Rok ten rozpoczął Jan Paweł II od oświadczenia, że ONZ zmierza do zniszczenia rodziny i życia, a ma się to dokonać na konferencji w Kairze.

Zaplanowana na wrzesień Konferencja w sprawie Zaludnienia i Rozwoju miała zatwierdzić uzgodniony na spotkaniach roboczych program działania, któremu przyświecały dwie zasady: prawo małżeństw i osób do reprodukcji i jej ochrony przez służbę zdrowia. Podkreślano w nim obowiązek państwa zapewnienia opieki zdrowotnej i swobodnego dostępu do metod zapobiegania ciąży. W obawiającym się masowego rozpowszechniania pigułek antykoncepcyjnych i prezerwatyw Janie Pawle II wzbudziło to podejrzenia. Ale najbardziej zaniepokoiły go natarczywe postulaty bezpiecznej, zalegalizowanej aborcji.

W przygotowanych dla niego materiałach watykański Sekretariat Stanu podkreślał, jak wielkie polityczne zmiany zaszły w świecie od czasu konferencji w Meksyku przed dziesięciu laty. Dążąc do zjednania sobie papieża i umocnienia strategicznego sojuszu z Watykanem, rząd Reagana przeforsował politykę “na rzecz życia". Ale wiatry w Waszyngtonie zmieniły kierunek. Rząd Clintona poparł prawo kobiety do wolnego wyboru, bezpiecznej i legalnej aborcji oraz stanął w obronie prywatności jednostek w sferze seksualnej, w tym homoseksualistów.

Dla Jana Pawła II było to nie do przyjęcia. Podejrzewał, że Stany Zjednoczone i amerykańskie feministyczne grupy nacisku pragną narzucić krajom rozwijającym się
zachodnie obyczaje seksualne. W wystosowanym kilka tygodni wcześniej “Liście do rodzin całego świata" nakreślił linię frontu, na którym stały naprzeciwko siebie po jednej stronie broniona przez Kościół cywilizacja życia i miłości, a po drugiej zgubna antycywilizacja - przesiąknięta utylitaryzmem, z jego nieodpowiedzialnym wychowaniem seksualnym, aborcją na żądanie, propagandą wolnej miłości (“która niszczy rodziny"), rozbitymi małżeństwami (pozostawiającymi “sieroty, “których rodzice żyją") i związkami homoseksualnymi - zmierzająca w kierunku “zagrażającym przyszłości rodziny i społeczeństwa".
W tej chwili zaś pracował nad najnowszą encykliką, “Evangelium Vitae", (“Ewangelią życia") - huraganowym atakiem na takie “zagrożenia dla życia, jak eutanazja i aborcja.

Idąca na spotkanie z nim kobieta miała świadomość, że będzie zaciekle walczył przeciwko nowej masakrze, prawdziwej rzezi niewiniątek, nowej zagładzie, bo z zagładą kojarzyło mu się zawsze słowo “aborcja".
Otworzono drzwi.
Pośrodku gabinetu stało biurko. Kiedy ruszyła w jego stronę, siedzący przy nim papież wstał kurtuazyjnie. Był sam. Miał wrażenie, że całe światło w pokoju skupia się na jego białej sutannie i złotym pektorale.
Jan Paweł II przyjrzał się gościowi. Pani Nafis Sadik, podsekretarz ONZ, organizatorka Konferencji do spraw Ludności i Rozwoju, ubrana była w narodowy strój pakistański - długi, owinięty wokół ciała, przypominający sari, pastelowy kawałek materiału i kolorowe spodnie. Blisko sześćdziesięcioletnia, skórę miała ciemną, włosy wciąż kruczoczarne, a jej spokojna twarz wyrażała stanowczość.
Po szybkim powitaniu i uściśnięciu dłoni, wskazując jej fotel powiedział: “Pani wie, że ten rok jest Rokiem Rodziny" i dla większego efektu zawiesił głos. Nim jednak, zaskoczona, zdążyła usiąść i mu odpowiedzieć, dorzucił: “Ale dla mnie jest to rok rozpadu rodziny".
Uderzył ją jego oskarżycielski ton. Gdy natychmiast zaczęła mu tłumaczyć, że na świecie jest wiele rodzajów rodzin: wielopokoleniowe, składające się tylko z rodziców i dzieci, z jednym rodzicem, osierocone, Jan Paweł II uniósł palec i rozpoczął perorę. “A jak pani zdaniem rozmnożyły się populacje ludzkie? - spytał. - Dzięki rodzinie. Rodzina to mąż, żona i dzieci. A jedyną podstawą rodziny jest małżeństwo. Homoseksualiści i lesbijki nie tworzą rodzin".
Pani Sadik przemknęły przez głowę słowa: “Wasza Świątobliwość nie zna życia", ale powiedziała mu tylko, że program działania konferencji dotyczy głównie dzieci i matek, a więc osób najbardziej narażonych na skutki nadmiernej dzietności rodzin i przemoc seksualną.
“Narody Zjednoczone muszą zabrać głos, ONZ musi objąć moralne i duchowe przywództwo" - oświadczył, znów podnosząc prawą rękę.
Rozmówczyni dostrzegła jej drżenie, twarz Karola Wojtyły zdradzała napięcie. Pani Sadik powróciła do wyjaśnień, że Narody Zjednoczone muszą reprezentować poglądy wszystkich swoich członków, odzwierciedlać obyczaje i kulturę 5,7 miliarda ludzi. Ale trudno jej było przedstawić swoje argumenty, gdyż papież wciąż jej przerywał i przeskakiwał z tematu na temat.
“Dlaczego podchodzicie do tych spraw inaczej niż na poprzednich konferencjach?" - spytał.
“Wasza Świątobliwość powinien być zadowolony, bo w kwestii zaludnienia skupiliśmy się na osobie ludzkiej. Nie mówimy o liczbach. Wyłącznie o indywidualnych wyborach i indywidualnych potrzebach".
Właśnie to było największą nowością w dokumencie przygotowanym na konferencję w Kairze. Sprawę wzrostu zaludnienia powiązano w nim z zagadnieniami rozwoju społecznego - oświaty, zdrowia, większych uprawnień dla kobiet. Zamiast zalecać limity liczbowe, zachęcające, jak do tej pory, państwa do ograniczania rozmiarów rodzin, kładziono nacisk na prokreacyjne prawa kobiet, swobodę w wyborze metod planowania rodziny i opiekę zdrowotną. Nie popierając aborcji, lecz czując się w obowiązku podjąć jej temat, autorzy dokumentu domagali się, aby zabiegi przerywania ciąży były zarówno prawnie dozwolone, jak bezpieczne.
“Kto zrobił więcej dla rozwoju niż Kościół?" - spytał znienacka Jan Paweł II, pochylając się w stronę pani Sadik i patrząc na nią surowo.
“Doceniam jego zasługi, lecz nie w dziedzinie planowania rodziny" - odparła, dodając, że kiedyś uczyła się w szkole zakonnej w Kalkucie.
Wiedziała już, jak trzeba z nim rozmawiać. Papież spojrzał jej prosto w oczy. Zmobilizowana, odpowiedziała mu takim samym spojrzeniem. Była to najprawdziwsza walka, a nie uprzejma wymiana sprzecznych poglądów.
Głosy rozlegały się na przemian: kobiecy - cieplejszy i łagodniejszy; męski - surowszy i niespieszny. Co jakiś czas papież unosił rękę w geście kaznodziei, który pragnie podkreślić jakąś kwestię. Wysłanniczka ONZ siedziała niemal bez ruchu. Czasem tylko poprawiała zsuwający się rąbek sari*.

*Całą tę scenę pani Sadik opisała później w sprawozdaniu.

Planowanie rodziny musi być zgodne z moralnymi, duchowymi i naturalnymi prawami" - oświadczył Jan Paweł II.
“Ale w planowaniu rodziny nie można w pełni polegać na prawach naturalnych" - odparła, po czym przeszli do sprawy swobody jednostek w planowaniu rodziny.
“W tej mierze o prawach i potrzebach jednostki nie może być mowy - stwierdził papież. - Istnieją tylko prawa i potrzeby par małżeńskich".
“Tak, ale 'pary' zakładają równość partnerów - zareplikowała. A w wielu społeczeństwach, nie tylko w Trzecim Świecie, kobiety nie są równe mężczyznom. W rodzinach jest wiele przemocy seksualnej. Kobiety bardzo chętnie stosowałyby naturalne metody antykoncepcji i wstrzymywały się od stosunków płciowych, bo to one zachodzą w ciążę, choć nie chcą. Lecz do tego potrzebne jest współdziałanie ich partnerów. - Przypomniała, że co roku około dwustu tysięcy kobiet umiera wskutek samodzielnych prób usunięcia płodu. - Przywódcy religijni, a właściwie my wszyscy musimy zająć się tym bardzo poważnym problemem".
“A nie sądzi pani, że do nieodpowiedzialnego zachowania się mężczyzn przyczyniają się same kobiety?" - wtrącił Jan Paweł II.
To ją poraziło. “Opadła mi szczęka" - zwierzyła się potem.
Spostrzegłszy zszokowaną minę rozmówczyni w sari, papież próbował zmienić temat, ale mu na to nie pozwoliła.
“Przepraszam, ale muszę odpowiedzieć na pytanie Waszej Świątobliwości w sprawie zachowania kobiet - powiedziała. -W większości krajów rozwijających się mężczyźni uważają, że małżeństwo daje im wszelkie prawa, a kobiety muszą się im podporządkować. Do domu wracają pijani, a po stosunkach z nimi żony zachodzą w ciążę. Albo zarażają się wirusem HIV, bo nie mają żadnego wpływu na zachowanie małżonków i własną sytuację".
Ale nie poprzestała na tym.
“Przemoc w rodzinie, a ściślej mówiąc, gwałty są w naszym społeczeństwie czymś powszednim - ciągnęła. - A najbardziej przygnębia to, że wszelkie konsekwencje tego ponosi kobieta. Dużo kobiet zostaje porzuconych. W Ameryce Łacińskiej pełno jest porzuconych rodzin, pełno kobiet, które same muszą zadbać o dom, podczas gdy mężczyźni odchodzą i zakładają nowe stadła".
Papież patrzył surowo. W jego zwykle tak ciepłym spojrzeniu pani Sadik dostrzegła zimne błyski. Wydał się jej napięty jak sprężyna. Nie była przygotowana na takie przyjęcie.
“Dlaczego jest taki nieczuły, taki dogmatyczny, taki nieprzyjazny?" - zadawała sobie pytanie. Mógł przynajmniej powiedzieć: “Naprawdę współczuję tym cierpiącym, lecz przede wszystkim należy być moralnym". “Wcale nie jest taki życzliwy, jak by wynikało z rozpowszechnionego wizerunku" - zwierzyła się swoim znajomym po tej rozmowie.
Jan Paweł II również nie czuł sympatii do swej rozmówczyni. Mimo że pochodziła z Pakistanu, to jej program uważał za produkt amerykańskiego feminizmu, jednego z najgorszych zjawisk współczesności, formę zgubnego imperializmu kulturowego. Ich rozmowa tylko utwierdziła go w przekonaniu, że Zachód przestał rozumieć głęboką treść powołania kobiety, jej największego “skarbu". Bo czyż było coś wspanialszego od wydania na świat nowego życia, od wychowania dziecka, od wprowadzania go w dojrzałość?
Martwił się, że nawet w Kościele, nawet pośród teologów, często trafiają się tacy, którzy nie w pełni rozumieją wartość życia i wyjątkową rolę kobiety.
Tymczasem Pani Sadik przypominała mu, że choć biskupi niemieccy zalecają naturalną metodę planowania rodziny, to zarazem przyznają, iż bywa ona zawodna. I dlatego doradzają stosowanie innych metod, dzięki którym kobiety mogą bez ryzyka decydować o liczbie potomstwa i o tym, w jakich odstępach rodzić dzieci.
“Znam oczywiście ten raport biskupów - przerwał jej z irytacją. (Było jasne, że nie lubi - i nie przywykł - by mu się sprzeciwiano). - Katolików zmusił do jego sporządzenia materializm niemieckiego społeczeństwa".
To uświadomiło pani Sadik, że szansę na znalezienie wspólnego języka są znikome.
“Nastolatków trzeba uczyć odpowiedzialności, to jedyna droga - oświadczył, znów zmieniając temat. - wychowujcie ich".
“Ja nie mam z tym problemów" - odparła, podkreślając jednakże, że ciąże nastolatek w krajach Trzeciego Świata są faktem.
“Nie możemy tolerować niemoralnego zachowania" - zaprotestował.
“Nawet jeśli nie pochwalamy obyczajów pacjentek, to i tak należy leczyć ich skutki - nie dała za wygraną, jako kobieta i ginekolog. - Możemy je nawet ganić, ale nie wolno nam ich osądzać. Musimy im pomagać w miarę możliwości, pomagać i zapewniać..."
“Jedyna droga to przestrzeganie prawa moralnego, duchowego i naturalnego - przerwał jej papież. - No, i musicie wychowywać, wychowywać, wychowywać".
Znowu ją osadził.
“Nie panowałam nad sobą - wspomina pani Sadik. - Naprawdę starałam się do niego dotrzeć, nawet nie po to, by zmienić jego poglądy, lecz po to, żeby poruszyć w nim czułą strunę. Ale był taki nieprzystępny".
“Ilu katolików jest zdaniem Waszej Świątobliwości na świecie?" - spytała znienacka.
“A ilu jest muzułmanów"? - odparł pytaniem, pochylając się nad stołem w jej stronę.
“Około miliarda dwustu tysięcy".
“A katolików tyle samo" - odparował. (Właściwa liczba to około dziewięćset milionów).
“Nie o to mi chodziło - sprostowała. - Chciałam spytać, ilu katolików zdaniem Waszej Świątobliwości, naprawdę przestrzega nauk Kościoła w tej sprawie?"
“Nie przestrzegają ich tylko katolicy w materialistycznych, rozwiniętych społeczeństwach - nie dawał za wygraną papież. - Natomiast w biedniejszych krajach wszyscy".
“Przykro mi, ale nie mogę się z tym zgodzić, bo na przykład w Ameryce Łacińskiej kobiety pozbywają się ciąży, bo nie mają dostępu do środków antykoncepcyjnych - oświadczyła. - Najwięcej nielegalnych aborcji dokonuje się właśnie w wielu najbiedniejszych katolickich krajach świata".
Papież odparł na to, że kobieta, jeśli chce, może w pełni kontrolować pożycie małżeńskie i sama decydować, że nie dojdzie do stosunku.
“My, niestety, mamy całkiem inne doświadczenia. Bo w przypadku milionów kobiet, z którymi mamy do czynienia, sprawy te wyglądają inaczej".
“ONZ nie może włączyć do swojego programu obowiązkowej sterylizacji, obowiązkowej kontroli urodzin i aborcji" - zaripostował.
“W naszym programie niczego takiego nie ma" - odparła cierpko. Miała wrażenie, że Jan Paweł II nie czytał dokumentu przygotowanego na konferencję w Kairze i swoją wiedzę czerpie z jakichś niereprezentatywnych wyimków.
“Jest pani muzułmanką?" - spytał niespodziewanie. - Islam to najbardziej ekspansywna religia świata" - dodał prędko i przedstawił własną wizję młodszej generacji w byłych krajach komunistycznych i innych, odrzucającej ateizm i na powrót garnącej się do religii. - ONZ musi popierać zasady etyki na przekór stanowisku różnych państw - ciągnął. - W społeczeństwach zachodnich postępuje rozkład rodziny. Przepadły wartości moralne. Bardzo mnie to wszystko niepokoi i osobiście pragnę temu przeciwdziałać. W październiku wybieram się do ONZ, by zabrać głos w tej sprawie".
Dopiero po chwili do pani Sadik dotarło, że ich czterdziestominutowa rozmowa dobiegła końca. Do rąk włożono jej znienacka srebrny medalik. Jakiś prałat, który wszedł do gabinetu, przypomniał papieżowi, że czekają na niego inne zajęcia. Audiencja się skończyła. W przedpokoju, tym razem nie wiedzieć czemu, zabrakło fotografa zajmującego się robieniem zdjęć papieskim gościom. Najwyraźniej ktoś od watykańskiego protokołu uznał, że wizyta przedstawicielki ONZ nie jest warta utrwalenia na fotografii.
Na plac Św. Piotra rozczarowana Nafis Sadik wyszła z myślą, że temu człowiekowi brak współczucia. “On nie lubi kobiet - stwierdziła potem. - Oczekiwałam nieco więcej zrozumienia dla cierpiących i umierających".
___________________________________________________________

Źródło:
,,Jego świątobliwość Jan Paweł II i nieznana historia naszych czasów", Wyd. Da Capo, Warszawa 7999, ss. 499-509

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.