wtorek, 8 lipca 2014

Polski gwiazdor religijny


Karol Wojtyła wielkim Polakiem był i wielkim papieżem
– oto współczesna polska „prawda podręcznikowa”,
która dzięki powtarzaniu jej w dyskusji publicznej
z uporczywością mantry, hipnotyzuje i magnetyzuje
polski sposób myślenia. A raczej – sposób niemyślenia.

Jan Paweł II stał się polskim bożkiem, a jakakolwiek jego oficjalna krytyka sprowadza się do reakcji w rodzaju: Polacy tyle gadają o papieżu, a nie znają nauczania naszego wspaniałego rodaka.

Tak jakby pomiędzy jednym a drugim show było miejsce na jakąś subtelną i głęboką myśl.

Ujmijmy problem w ten sposób: całe szczęście, że Polacy nie przejmują się zanadto „nauką” papieża i że są jedynie bałwochwalcami. Wyraźnie muszę podkreślić, że nie jest przedmiotem mojej troski dylemat, czy Wojtyła był „wielkim papieżem”. Kościół jest w swojej istocie instytucją szkodliwą, więc im większy papież,
tym gorszy. Za absurdalne uważam również polemizowanie z opinią o „świętości” Wojtyły, gdyż niesie to w sobie niewysłowioną troskę o image Kościoła.

W ujęciu czysto świeckim Wojtyła był zasłużonym hamulcowym rozwoju społecznego, a wiele jego działań
cechowało moralne rozchwianie.

Naczelnym przykładem tego ostatniego był jego wybitnie stronniczy stosunek do antydemokratycznych reżimów. W Europie wykreował sobie wizerunek „bojownika o wolność”, jako że zwalczał komunizm, a przecież w tym samym czasie w Ameryce Łacińskiej popierał i autoryzował reżimy bardzo opresyjne, tyle że katolickie.

Jest to naturalnie sprzeczność i ambiwalencja jedynie pozorna, a wynika z błędnej kwalifikacji papieskiego
zaangażowania przeciwko komunizmowi jako aktywności przeciwko zniewoleniu człowieka. Wojtyła nie buntował się przeciwko komunizmowi ze względu na wolność, lecz ze względu na naruszenie interesów kościelnych. Był w tym spójny i konsekwentny – zwalczał „bezbożnych tyranów”, a okadzał oprawców „posłusznych Bogu”.

Najbardziej znanym tego przejawem jest jego zdjęcie z Pinochetem na balkonie, kiedy w towarzystwie dyktatora błogosławił lud boży. Zakłopotani komentatorzy kościelni opowiadali później bajki o tym, jak papież został „wmanewrowany” w ten gest. Wolą zrobić z niego człowieka nieporadnego i naiwnego aniżeli stanąć w obliczu owego stronniczego moralnego rozchwiania polityki papieskiej.

Wbrew jednak tym tłumaczeniom, zdjęć, które upamiętniają flirt papieski z pobożnym autorytaryzmem, jest więcej.

Jeszcze bardziej jednoznaczny był jego stosunek do krwawej junty katolickiej w Argentynie (1976–1983).
Junta wojskowa generałów Jorge Videli i Emilia Massery jest odpowiedzialna za tysiące mordów politycznych (tzw. zniknięcia). Ówczesna władza porywała, torturowała i mordowała ludzi podejrzewanych o działalność lewicową. Istnieje bogata dokumentacja na temat czynnego zaangażowania Kościoła nie tylko w popieranie i społeczne umacnianie junty.

Dopiero niedawno jednak rozpoczął się proces sądzenia duchownych, którzy brali udział w zabójstwach, porwaniach i torturach (w 2007 r. skazano księdza „posługującego” w głównej katowni reżimu).

Karol Wojtyła przyjął wprawdzie rodziny ofiar reżimu, ale bardzo chłodno. Adolfo Pérez Esquivel, opowiadając o audiencji u Jana Pawła II w 1981 r., kiedy zawiózł papieżowi udokumentowane sprawy 84 dzieci odebranych przez juntę matkom w katowniach, wyznaje: „To nie była przyjemna audiencja. Wręczyłem dokumenty papieżowi. Wziął je, po czym chłodno odrzekł, że powinienem się troszczyć także o dzieci w krajach komunistycznych”.

W przeciwieństwie do chłodnej audiencji udzielonej rodzinom ofiar, audiencja dla generałów junty odbyła się
w atmosferze ciepła i serdeczności, co obrazują fotografie. Na obu zdjęciach widzimy Jana Pawła II wraz z generałami junty, którzy w 1986 r. zostali skazani na wieloletnie więzienie – pomimo licznych protestów kościelnych.

Kiedy armia wymusiła na władzach demokratycznych ułaskawienie generałów, Jan Paweł II pochwalił akt amnestyjny. W październiku 1991 r. w nuncjaturze w Buenos Aires odbyło się przyjęcie z okazji 13 rocznicy pontyfikatu Jana Pawła II. Wśród zaproszonych byli biskupi, a także Videla, Massera i inni zbrodniarze reżimu, którzy świętowali pontyfikat „Wielkiego Papieża”.

Jan Paweł II, w odróżnieniu od swych poprzedników, popierał rozrost wpływów Opus Dei, półtajnej integrystycznej organizacji wewnątrzkościelnej, a po swej podróży do Ameryki powiedział: „Jedyną organizacją kościelną całkowicie mi wierną jest Opus Dei” („El Pais” z 16.08.2001 r.). Dzieło od 1982 r. zorganizowane jest w formie prałatury personalnej, czyli jest taką quasi- diecezją biskupstwem, chociaż bez
określonego terytorium. Jest wszędzie i nigdzie. To prezent od naszego rodaka – prawdziwy ewenement w Kościele. Wcześniejsi papieże odmawiali tego uprzywilejowania spośród innych organizacji katolickich, ale za Jana Pawła II biskupi pozbawieni zostali praktycznie władzy nad tą instytucją i jest ona podporządkowana bezpośrednio papieżowi).

Niedługo po śmierci założyciela Opus Dei Wojtyła wyniósł go na ołtarze. Beatyfikacja Josemarii Escrivy de Balaguer nastąpiła już 17 lat po jego śmierci, a do tej pory jeszcze nikt nigdy nie został tak szybko beatyfikowany (nie licząc późniejszej beatyfikacji Matki Teresy z Kalkuty i samego Wojtyły). Czy ten człowiek wyróżniał się czymś szczególnym? „Starzy członkowie Opus Dei (...) opisywali Josemarię Escrivę jako człowieka raczej megalomańskiego, zarozumiałego, łatwo wpadającego w gniew, kłamliwego, antyfeministę, pronazistę i antysemitę. A przede wszystkim związanego niejedną nicią z reżimem frankistowskim (...). Cud przypisywany Josemarii Escrivie (uzdrowienie kobiety chorej na raka) budził wątpliwości wielu ekspertów”. (Bernardo Valli).

„Podczas gdy inni papieże – zwłaszcza Jan XXIII, ale Paweł VI również – podchodzili do Opus Dei z ostrożnością i sceptycyzmem, uchylając się od kanonicznego dowartościowywania tego stowarzyszenia, Jan Paweł II zaczął torować mu drogę”. (Matthias Mettner).

Zwalczał teologię wyzwolenia w Ameryce Łacińskiej, czyli tzw. Kościół ubogich, który odżegnuje się od bogatych, a działa w imieniu i na rzecz ubogich. To wskutek interwencji Rzymu zostało wstrzymane działanie programu „Słowo i Życie” Stowarzyszenia Zakonników Ameryki Łacińskiej, którego celem była „alfabetyzacja biblijna” prowadzona z perspektywy ludzi ubogich. Cóż, Kościół niejednokrotnie wzbraniał
dostępu wiernym do „Pisma Świętego”. Karol Wojtyła, gorący antykomunista, nie potrafił trzeźwo oceniać
faktów – duchowni, którzy stawali w obronie biedoty, byli dla niego marksistami, czyli zwolennikami komunizmu, czyli wrogami. Posądzanie tego ruchu, „w którym wiara i sprawiedliwość społeczna łączą się w jednej gorącej pasji” (Valli, „La Repubblica”), o ciągoty marksistowskie, jest jednak niesprawiedliwe. „W okresie posoborowym te siły w Kościele, które się angażowały po stronie sprawiedliwości społecznej i praw człowieka, mogły się powoływać na najwyższy autorytet kościelny. Uległo to zmianie – ku nieskrywanej radości wojskowych – z chwilą objęcia urzędu przez Jana Pawła II i powołania kardynała Ratzingera na prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Teraz wrogowie społecznie zaangażowanych sił w Kościele sami się powołują na najwyższy urząd nauczycielski Kościoła”.

Sprawa celibatu i poniekąd jej konsekwencja: molestowanie nieletnich przez księży – również obciąża polskiego papieża. Jan Paweł II zaostrzył kurs celibatowy, w sytuacji, kiedy pojawiło się oczekiwanie, aby więzy krępujące życie prywatne duchownych zostały rozluźnione. Na tle sporów o celibat groziła Kościołowi schizma Kościoła holenderskiego, którego episkopat w 1972 opowiedział się niemal jednogłośnie za zniesieniem celibatu duchownych (poza tym postulował subsydiarność i demokratyzację struktur). Zapalna sytuacja w stosunkach między Amsterdamem i Rzymem przetrwała do pontyfikatu Jana Pawła II, który rozwiązał ten problem w ten sposób, że mianował powolnych sobie biskupów.

Stan kapłański wymuszający celibat jest w rezultacie doskonałym schronieniem dla dewiacji, a z drugiej strony – sam tworzy owe dewiacje. Dowodem tego jest eskalacja skandalu pedofilskiego w Kościele. Na Zachodzie dyskutuje się, na ile Jan Paweł II wiedział o skali pedofilii wśród kleru. Nieprawdopodobne wydaje mi się, aby kompletnie nie wiedział o tak dużym zjawisku w Kościele troskliwie ukrywanym przez lata. Ale nawet gdyby nie wiedział, to nie zwalnia go to z odpowiedzialności za stan rzeczy, który umacniał swoim konserwatyzmem i któremu nie zaradził, choć powinien. Słynny dokument z 1962 roku nakazujący ukrywanie pedofilów – Crimen Sollicitationis – obowiązywał do 2001 roku!

W praktyce jest to nad wyraz wątpliwe. Najmocniejszym dowodem obciążającym Wojtyłę jest jego przyjaźń z jednym z czołowych kościelnych pedofilów – Marcialem Macielem (1920–2008), założycielem zgromadzenia Legion Chrystusa. Maciel był aktywnym pedofilem, który do pozyskiwania dzieci wykorzystywał swą organizację. W latach 1940–1970 molestował ok. 30 młodych legionistów. Z czasem ksiądz Maciel przeorientował się na kobiety. Według Alejandra Espinozy, autora książki „El ilusionista”,
ksiądz Maciel uwodził bogate, bogobojne kobiety dla ich pieniędzy. Jeden z jego synów pozwał Legion Chrystusa o odszkodowanie za molestowanie przez własnego ojca. Ze względu na osobistą przyjaźń z polskim papieżem, zarzuty przeciwko Macielowi, które spływały do Watykanu, były traktowane jako „kalumnie”. W 1993 roku Jan Paweł II publicznie wskazał na o. Maciela jako na „przewodnika, wzór dla młodych”, a w 2004 roku papież pogratulował o. Macielowi z okazji 60-lecia święceń kapłańskich za jego „ogromną, hojną i owocną kapłańską posługę”. Kariera Maciala zakończyła się dopiero po śmierci Jana Pawła II, a Kościół publicznie potwierdził jego przestępstwa, kiedy „zasłużony kapłan poszedł do nieba”.

Odrzucił kurs Jana XXIII. Jak zauważa brytyjski „The Economist”, „zamiast kontynuować tę ryzykowną drogę, papież Jan Paweł II postanowił ograniczyć ją w dużej mierze”. Podobnie uważa Bernardo Valli na łamach „La Repubblica”: „Jan Paweł II stara się powstrzymać nurty soborowe, które mogłyby obalić hierarchię Kościoła katolickiego”. Na ten temat wypowiadała się również „Gazeta Wyborcza”: „Jest obecnie tajemnicą poliszynela, że przy wszystkich swoich zasługach Jan Paweł II zahamował przeobrażenia współczesnego katolicyzmu” (13.10.1992 r.).

Papież Jan Paweł II nie tylko odrzucił ducha Vaticanum Secundum, ale umacniał też nauki najbardziej wśród katolików krytykowane. Hubertus Mynarek w odniesieniu do kwestii kapłaństwa kobiet zauważa: „(…) podczas gdy stosowne wypowiedzi poprzednich papieży w tej kwestii były kwalifikowane przez interpretujących je teologów jako nadające się do przedyskutowania bądź jako normy kościelne o wyłącznie dyscyplinarnym znaczeniu, to już Janowi Pawłowi II za jego pontyfikatu przypada wątpliwa zasługa polegająca na tym, że z wykluczenia kobiet z urzędu kapłańskiego uczynił on niepodważalny element Depositium Fidei, czyli skarbnicy wiary Kościoła”. Chodzi o list apostolski Ordinatio Sacerdotalis z 1994 r., który wzbudził falę krytyki wewnętrznej, nienotowaną od czasów „pigułkowej encykliki” Pawła VI. Zmasowana krytyka jedynie umocniła upór pryncypialnego Wojtyły który rok później – jak ujmuje to Mynarek – „przyłożył z drugiej mańki”: „Istotne punkty tego urzędowego komentarza będące uzupełnieniem Wojtyłowego listu Ordinatio Sacerdotalis brzmią: Papieskie weto dla wyświęcania [kobiet] na księży jest jego nieomylną decyzją (...). Stąd też każdy przyszły papież nie będzie mógł także uchylić tego zakazu”.

Jednocześnie podtrzymywał najbardziej wsteczne i quasi-magiczne praktyki rodem ze średniowiecza, na przykład egzorcyzmy, czyli wypędzanie diabła za pomocą słów i gestów. W wywiadzie dla włoskiego czasopisma „Oggi” z 1 czerwca 1992 ojciec Amorth podaje, że sam Jan Paweł II był aktywnym egzorcystą (np. w roku 1984 dwa razy „wypędzał diabła”).

Ekumenizm Jana Pawła II był niekonsekwentny, nie miał bowiem na celu partnerskiego dialogu międzyreligijnego dla niwelowania barier, a bardziej był nastawiony na zawarcie ponadreligijnego sojuszu przeciwko ekspansywnej kulturze laickiej. Dokument Dominus Iesus wydany w okresie jego pontyfikatu spotkał się z gwałtownym protestem przedstawicieli większości kościołów, czemu nie można się dziwić, gdyż nie można mówić o ekumenizmie, kiedy wydaje się jednocześnie akty utrzymujące, że Kościół katolicki stoi ponad wszystkimi innymi. Arcybiskup Abel, ordynariusz prawosławnej diecezji lubelsko- chełmskiej, stwierdził: „Z niecierpliwością czekam na oficjalne stanowisko co do rzymskokatolickiego rozumienia pojęcia ekumenizmu. Wyznam, że bardzo obawiam się odpowiedzi, iż tak naprawdę idzie o to, aby (zgodnie z prezentowaną w Deklaracji eklezjologią) wszystkie Kościoły chrześcijańskie doprowadzić do jedności z biskupem Rzymu…” (2001).

Jan Paweł II nie tylko nie zdobył się na decentralizację władzy kościelnej, lecz robił wszystko, aby umacniać centralizm i absolutyzm. Ogłosił na przykład, że przepisy kanoniczne są rozkazami Boga. Częstokroć wzmacniał tradycję zrównywania papieskich decyzji z mocą samej Biblii. Tak uczynił 12 listopada 1988, kiedy w czasie kongresu dotyczącego teologii etycznej Opus Dei, ogłosił, że poglądy etyczne zawarte w encyklice „Humanae vitae” staną się od tej chwili częścią doktryny katolickiej. Etyka encykliki została zrównana z takimi naukami Biblii jak zmartwychwstanie czy odkupieńcza śmierć Jezusa. Papież uczynił to prawdopodobnie w odpowiedzi na słaby stopień akceptacji wobec niektórych rozwiązań przyjętych w encyklice.

Jan Paweł II wprowadził wewnętrzną cenzurę w Kościele („Instrukcje dotyczące pewnych aspektów wykorzystywania społecznych środków przekazu”, z 30 marca 1992 roku). Odtąd wszyscy kapłani i zakonnicy obowiązani są przedstawiać książki i publikacje, które zamierzają wydać, do wcześniejszego sprawdzenia przez specjalne „komisje do spraw wiary” przy episkopatach krajowych.

Jak powiadają krytycy poczynań polskiego papieża, ostatnia nadzieja na demokratyzację władzy kościelnej zniknęła po zakończeniu 23. Konferencji Episkopatów Europy 14 grudnia 1991 r., kiedy to z inicjatywy papieża zniesiono m.in. Radę Europejskich Konferencji Episkopatów. Zastąpiła ją nowa „rada”, w której wszelka władza należała do papieża.

Działania centralistyczne umocniło wydanie nowego „Katechizmu powszechnego”, zwłaszcza że ten nowy kodeks traktuje nieakceptowanie niektórych nauk papieskich jako przestępstwo (kanon 1371, nr 1). Według Bernharda Häringa, punkt ten został wprowadzony do kodeksu w ostatniej chwili na życzenie papieża, i to bez żadnej konsultacji z międzynarodową komisją, która opracowała nowy kodeks.

W związku z papieską polityką personalną, służącą na ogół wyciszaniu dyskusji i rozszerzaniu wpływów konserwatystów, stawiano papieżowi jeszcze jeden zarzut: nepotyzm. Herrmann pisze o tym tak: „Również
pod rządami Jana Pawła II znajdujemy zaczątki nowego nepotyzmu. Sporą wrzawę podniósł na przykład
skandal z Macharskim. Podczas gdy Eugenio Pacelli, późniejszy Pius XII, usiał czekać i modlić się przez dwanaście lat, zanim udał mu się skok ze zwykłego biskupa na kardynała, Angelo Roncalli, późniejszy Jan XXIII (junior) nawet dziewiętnaście lat, Giovanni Montini (Paweł VI) dziewięć lat, a sam Wojtyła takoż dziewięć, następca Wojtyły w Krakowie, Franciszek Macharski, pobił wszelkie rekordy: pod koniec października 1978 roku był jeszcze zwykłym księdzem, na koniec grudnia już arcybiskupem, a w czerwcu następnego roku kardynałem”.

Na początku lat 90. w diecezji Chur-Zurych w Szwajcarii papież – wbrew woli ok. 80 procent wiernych oraz całego episkopatu szwajcarskiego – mianował biskupa Wolfganga Haasa z Opus Dei i wezwał wszystkich do posłuszeństwa. Swoją przemowę do nieposłusznych Szwajcarów zakończył słowami: „Ten, kto wypiera się biskupa, wypiera się Boga”.

Tłumienie dysput teologicznych oraz polityka personalna Jana Pawła II skłoniły 163 teologów z niemieckiego
obszaru językowego oraz Beneluksu do ogłoszenia w roku 1989 deklaracji kolońskiej „Przeciwko ubezwłasnowolnieniu w Kościele”.

Zwalczał antykoncepcję. Na Zachodzie katolicy powszechnie ignorowali to stanowisko papieża, lecz w krajach Trzeciego Świata przynosiło ono realne tragedie. Mówił o tym m.in. Peter Piot, dyrektor ONZ-owskiego programu walki z AIDS (UNAIDS) w wywiadzie dla niemieckiego dziennika „Frankfurter Rundschau”: „Zakaz Kościoła stosowania prezerwatyw jest poważnym błędem, który kosztuje ludzkie życie” [30 VI 2001].

Radykalnie zakazywał aborcji. Papieski sprzeciw wobec aborcji był skrajny. Zabraniał aborcji nawet w przypadku płodu uszkodzonego. „To eugenika – grzmiał papież. – Jest to wówczas aborcja eugeniczna, akceptowana przez opinię publiczną o specyficznej mentalności, co do której ustala się błędny pogląd, że jest ona wyrazem wymogów terapeutycznych: mentalność ta przyjmuje życie tylko pod pewnymi warunkami, odrzucając ułomność, kalectwo i chorobę”. Podobny stosunek miał do aborcji w przypadku ciąży będącej
wynikiem gwałtu. Głośny był list papieża do arcybiskupa Sarajewa Vinka Puljicia (1993 r.), który w świecie
odebrano jako apel do zgwałconych kobiet hercegowińskich, aby nie poddawały się aborcji.

Uświęcił huczne obchody „500- -lecia ewangelizacji Ameryki Łacińskiej”, kiedy postępowe środowiska katolickie domagały się, aby papiestwo wykorzystało tę rocznicę do przeproszenia za zbrodnie wobec Indian. Czy nie jest dowodem cynizmu papieża jego wypowiedź podczas otwarcia na Santo Domingo Latarni Kolumba (w kształcie olbrzymiego krzyża) w 500-lecie ewangelizacji Ameryki Łacińskiej: „Zgromadziliśmy się przed Latarnią Kolumba, która swą formą krzyża ma symbolizować krzyż Chrystusa wbity w tę ziemię w 1492 roku (...). Tak rozpoczęła się siejba cennego daru wiary”. A jak się zakończyła – wszyscy wiemy.

Niektórzy pasterze kościoła zdobyli się na wyznanie prawdy o owej „siejbie cennego daru wiary”. Na przykład biskup Xingu Erwin Kräutler (Brazylia) powiedział, że Kościół katolicki wtargnął przed 500 laty do Ameryki Łacińskiej, „w europejskim stroju, bez respektu dla indiańskich kultur”, i stał się współwinny „największej masakrze w dziejach ludzkości”, zaś jego misjonarze potępili wszelkie uczucia religijne Indian jako „pochodzące od szatana”.

Jestem przekonany, że bez względu na obecną wojtyłomanię, Polaków czeka odbrązowienie Jana Pawła II. Mizeria i anachronizm jego nauk przy jednocześnie tylu negatywnych moralnie praktykach nie pozwalają czynić zeń polskiego autorytetu.
_________________________________________________________________________
Źródło:
Tygodnik Fakty i Mity Nr 17 (582) 5 MAJA 2011 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.